środa, 31 grudnia 2008

NOWY ROK!

SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU :)

Ja z Anią spędzamy go w Zakopanem :)

sobota, 27 grudnia 2008





Dobrze, nie jest to może jakaś mega atrakcja, ale w rozsądnej cenie 2,30 za dobę w sielskich warunkach (na sianie) z klimą (lewe drzwi tzn, może inaczej nie ma ich i nie ma okien), nie można powiedzieć, że jest za sucho bo jak pada to woda zostaje w zagłębieniach, ale nie można też powiedzieć, że jest wilgoć, bo woda tam ponoć szybko wsiąka.



Co prawda w ofercie nie ma wliczonych posiłków, ale czego można się spodziewać za 10 zł - absolutny koszt wycieczki, reszta to tzw. z jedzeniem jednak ma nie być źle, podobno jest go dużo w lesie i można sobie coś schwytać.



Po za tym ogólnie wycieczki są do kopalni węgla i tam będą nas uczyć jak się odrabia pańszczyznę i inne atrakcję jak np. kręcenie kołem zębatym dla 4 osób 12 godzin dziennie.



NIE MOGĘ SIĘ DOCZEKAĆ!

środa, 17 grudnia 2008

sobota, 13 grudnia 2008


Kwitnąca wiśnia.

czwartek, 11 grudnia 2008

A jednak każdy jest równy.

Człowiek bytując w świecie, jest jego częścią. Nazwa jakiej użyłem "bytowanie" oczywiście jest pojęciem filozoficznym, ale wiernie oddaje sposób w jaki "jesteśmy" na Ziemi.

Tak sobie myślę, jak to jest, że jesteśmy tu, żyjemy, przemijamy a wszystko obywa się bez nas. Cały świat w zasadzie naszej "bytności" nawet nie zauważa, a my mamy czelność czuć się pępkiem tego świata. Bo czujemy się przecież ważni! Siedem miliardów ludzi i każdy czuje się ważny, no można to pogrupować na "ważnych" i "mniej ważnych" i tak np. Pan Kowalski jako mało ważny jest standardowy, a ktoś kto zasłynął dajmy na to prezydent, czy znany aktor, jest ważniejszy, w naszym świecie owszem. Owszem dla nas samych są różnice, ale dla świata to jesteśmy równi.

Nawet jeśli się zastanowić to nie ważne czy dużo śmiecimy, czy zabijamy, czy modlimy się świata to i tak nie obchodzi, czas sobie płynie, ziemia się obraca a my znikamy i pojawiamy się w każdym momencie.

No i znalazłem tę równość, dla świata jesteśmy bezsprzecznie różni, oczywiście tak pojmowanego jako bezładna całość, jako rzeczywistość, która bezceremonialnie odbiera nasze istnienie i nie interesuje się nim, nie bada go boi i po co :)

poniedziałek, 8 grudnia 2008

Strach w nas, DLACZEGO?

Czasem jest tak, że się boimy, że ogarnia nas strach. Strach ale taki specyficzny do człowieka, którego znamy, który jakoś nas fascynuje a jednak budzi niepokój. Chcemy poznać go lepiej, zbliżyć się do tej osoby, ale nie ufamy.

Brak zaufania zawsze ma jakąś przyczynę, np. zawód ta osoba musiała nas wcześniej zawieść i to mocno, zrobić coś może nawet podłego.
No i co zrobić? Jesteśmy zawiedzeni i nie ufamy, a jednak coś nas ciągnie do tej osoby (miłość?) nie strach w miłości to bez sensu. To może strach fizyczny, skoro zranił psychicznie może fizycznie też potrafi, ale gdyby chciał to pewnie by nas tak zranił.

To może jest po prostu zły jakoś tak wewnętrznie zły, zepsuty... no i tak to chyba zostawię.

niedziela, 7 grudnia 2008


Co myśli siatkarka?

czwartek, 4 grudnia 2008

kontynuując temat siatkarek stwierdzam, że ...


Trener też nie próżnuje, on działa.

środa, 3 grudnia 2008



A tak siatkarki zaklinają parkiet przed meczami. Ostatnio szaman trochę nawala ;p

poniedziałek, 1 grudnia 2008



Ja tu dziś pilnuję, chciało by się rzec

piątek, 28 listopada 2008


Pytanie za 100 punktów, co to za model samolotu?
Odpowiedź nie wiem, ale należy do grupy akrobatycznej żelazny (podpis na boku samolotu).

czwartek, 27 listopada 2008

Nowy zamach?

Od wczoraj wieczór we wszystkich mediach słyszymy o ataku terrorystycznym jaki miał miejsce w Indiach. Z tym, że ciężko powiedzieć co tam tak naprawdę się stało? Ciężko, bo wszędzie słyszymy różne wersje tego zdarzenia. Przykład w tvp i na tvn podaje się ponad 100 ofiar śmiertelnych i do 100 do 300 rannych. Na cukierkowych portalach np. onet.pl, który skutecznie się stoczył do poziomu "pudelkowego" pisze o ponad 100 zabitych (to się zgadza) i co najmniej 900 rannych, przyznam szczerze, że rozrzut jest potężny. Oczywiście nie jest to jedyna różnica, onet podaje także 16 miejsc, w których terroryści zaatakowali, tvp i tvn podają 9 takich miejsc, ponad to onet twierdzi, że jeden Polak ciągle jest w zaatakowanym hotelu, w innych mediach, ten Polak jest już wolny.

Jak w takim razie odnajdować prawdziwe informacje i gdzie ? Pozostawię to pytanie otwartym.

poniedziałek, 24 listopada 2008

niedziela, 23 listopada 2008

Strzelali do prezydenta a może w powietrze?

Wszystkie media żyją dziś strzałami jakie oddano podczas przejazdu prezydentów Gruzji i Polski na terytorium Gruzji. Przypomnijmy sobie całe zdarzenie i spróbujmy ustalić co tam tak naprawdę się stało.

Strzały padły podczas przejazdu konwoju, który udawał się w stronę wioski, którą chcieli obejrzeć prezydenci. Podczas przejazdu zatrzymano konwój wiozący ich i oddano strzały. To wiemy na pewno, pojawia się pierwsza rozbieżność, gdzie oddano strzały i czemu?
Jak się zdaje konwój trafił na jakiś punkt kontrolny, na którym rozkazano konwojowi zatrzymać się. Ochrona prezydentów mogła być zwyczajnie zaskoczona tą sytuacją bo na drodze nie miało prawa być żadnych wojsk. Jednakże wojska były, a na dodatek oddano jakieś strzały (prawdopodobnie ostrzegawcze w powietrze). Z relacji dziennikarzy wiadomo na pewno, że konwój był prawidłowo oznakowany, dodatkowo z przodu jechała policja na sygnale świetlnym.

Oznacza to, że żadna kontrola celna nie miała prawa (to należy wyraźnie zaznaczyć) strzelać!
A co jeśli strzały oddano w powietrze i były to strzały ostrzegawcze? Gdyby pojazdy nawet uprzywilejowane zbliżały się z dużą prędkością do posterunku bez oznakowań to było by to uzasadnione, ale ze słów dziennikarzy wynika, że wozy jechały wolno (co jest logiczne konwoje w trudnych warunkach nie rozwijają dużych prędkości).
Ponadto dziennikarze twierdzą, że prezydenci wyszli z samochodów. Jest to możliwe o ile konwój stanął natomiast nie jest możliwe i nie jest w żadnym razie uzasadnione oddawanie strzałów (nawet w powietrze) w sytuacji kiedy jacyś ludzie są po za samochodami i jest to spora grupa osób. Jak można się łatwo domyśleć nie mogło być także mowy o prowokowaniu wojskowych bo ochrona prezydentów nie wdaje się w rozmowy i ma generalnie zawsze prawo przekroczenia każdej granicy czy innego punktu kontrolnego (zwłaszcza, że o stacjonowaniu wojsk w tym rejonie sam prezydent nie wiedział, a wszystko odbywało się jak już wspominałem na terytorium Gruzji).

Tak więc widzimy wyraźnie, że strzały, które padły nie są w żadnym razie usprawiedliwione! Żaden wojskowy w ogóle nie ma prawa strzelać w powietrze nim nie wypowie komend "stać" "rzucić broń" o ile ktoś ją posiada i dopiero jeśli osoba ta nie podporządkuje się może po ostrzeżeniu, że odda strzały, oddać ów strzał ostrzegawczy. Tu wedle wszelkiego prawdopodobieństwa nic takiego nie miało miejsca!

Drugie ważne pytanie jakie się nam nasuwa to "kto strzelał"? Mówi się o Rosjanach, Osetyńcach a Rosjanie sugerują Gruzinów. Zacznę od tych ostatnich czy możliwe, żeby to Gruzini sami zrobili taką prowokację?
No raczej na pewno nie, po pierwsze Polska delegacja mogła by odgadnąć kim są Gruzini, po wtóre było by to komiczne, żeby prezydent prosił własnych krajan o kompromitowanie go w oczach świata.
Więc może Rosjanie? Uważam, że również jest to bardzo mało prawdopodobne. Na Kremlu są ludzie nie uczciwi, ale nie głupi, a trzeba by być bardzo głupim, żeby aż tak ryzykować skandalem. Także wątpię w to, żeby Rosjanie na najdalej wysunięte przyczółki za Osetią poszli sami, raczej puścili by tam Osetyńczyków żeby wina spadła na nich.

No i zostają nam Osetyńcy tylko czy to jakiś zwykły watażka czy Osetyński rząd? Tego chyba się nie dowiemy i w zasadzie nie da się tego stwierdzić, chociaż stawiał bym na rząd bo wataszka chyba aż tak by nie zaryzykował.

Zastanówmy się jeszcze jak sprawa się zakończy. No i tu jest ból, moim zdaniem najgorzej jak może czyli UE jak zwykle potępi, ale z Rosją pewnie w 2 grudnia się spotka i umowy podpisze. Nasz rząd pewnie wyrazi ubolewanie i będzie próbował to wyciszyć. Rosjanie winę zrzucą na Gruzinów, a świat na Osetyńców i sytuację jaka panuje w rejonie. Nasz prezydent na pewno tego nie zapomni, ale sam zrobić też w sumie nic nie może. O domniemanych ostrych reakcjach USA nawet nie będę się wypowiadał bo ich to na pewno nie będzie, no może wyrażą ubolewanie.

Tylko pojawia się jedno pytanie, skoro Rosja zajęła Osetię, żeby zapanował tam pokój, a tym czasem Osetyńczycy strzelają do konwojów z prezydentami, to ja się pytam jak Rosja wprowadza ten pokój? Pytam dlaczego Rosja ma tam wprowadzać pokój i wreszcie do czego w końcu jest NATO i ONZ, czy OBWE

sobota, 22 listopada 2008

Bankier.pl

Mój post został dostrzeżony na bankierze :) Świetnie podaję link dla zainteresowanych.

http://www.bankier.pl/forum/temat_re-sanwil-pisza-o-nas,6450809.html

Tak patrzę na wasze drzewko i akcji po 1,17 zł jest już 13 mln ile wam jeszcze potrzeba?

i pozdrawiam Sanwilowców :)

piątek, 21 listopada 2008

Trzej muszkieterowie

Czytam ostatnio "trzech muszkieterów" Aleksandra Dumasa i pomyślałem, że podzielę się moimi doświadczeniami. Całkiem ciekawa lektura!! Książka co prawda ma swój specyficzny charakter. Mianowicie jest powiem to dosadnie niebywale prosta po prsotu dla każdego, natomiast dla nieco bardziej wymagających czytelników raczej odradzam, chyba że chcą poczytać coś bardzo lekkiego.

Plusy książki to spora Dawka humoru i to w dobrym wydaniu. Po za tym spotkanie z muszkieterami zapewnia nam zajęcie na naprawdę długi czas.

P. S. Dla osób, które oglądały film mam dobrą wiadomość, książka jest zupełnie inna, w zasadzie nic co w filmie nie pojawia się w książce. Nawet główny wątek w zasadzie nie przypomina tego z filmu (której części byście nie oglądali żadna nie jest podobna do książki na tyle, żeby ją zepsuć).

czwartek, 20 listopada 2008

Polska - Irlandia

Wczorajszy piękny mecz i wynik 3:2 dla nas :D to efekt najkrócej mówiąc, świetnej gry w ofensywie! Zaskoczyły mnie gole zdobyte w pięknym styl pierwszy Lewandowskiego, ale większy udział w tej bramce miał Garguła, którego świetne dośrodkowanie wspomniany pomocnik zamienił na gol. Było 1:0 później temperaturę podnosiły tylko niesnaski na boisku, pierwsza połowa nie przyniosła już więcej goli. Druga połowa zaczęła się świetnie od gola Rogera Guerriero. Mecz był już ustawiony, ale do 80 minuty, później jak zawsze morale opadło. Świeżo wprowadzony Jodłowiec sfaulował na naszym polu karnym i jedenastka zamieniła się w gola. Na szczęście szybko odpowiedział Robert Lewandowski i było 3:1, ostatnie słowo należało jednak do Irlandii Północnej i ta zdobyła drugiego gola. Bardzo nerwowa końcówka nie zniechęciła jednak kibiców. Ostateczny wynik 3:2 dla Polski.

Uwagi jakie się nasuwają to fatalne zachowanie Jodłowca, ale nie przekreślał bym go z uwagi na to, że zdążył wejść na boisko i w zasadzie nie można wymagać od niego rewelacji w pierwszym meczu. Źle się zachował to wiemy, natomiast nie miał okazji pokazać się z dobrej strony. Jeśli idzie o formę innych piłkarzy to Fabiański nie spisał się na swoim poziomie (czyli mistrzowskim). Oczywiście karny to loteria, ale drugiego gola mógł wybronić. Pozostali piłkarze grali albo dobrze, albo bardzo dobrze w każdym razie do 80 minuty. Na szczególną uwagę zasługuje Dudka do tej pory grający przeciętnie w tym meczu naprawdę zasługiwał na słowa uznania.

Oby w kolejnych meczach nasi grali równie dobrze!

środa, 19 listopada 2008




A taki nik miałem na plemionach :) zainteresowanie wiedzą o co chodzi ;)

wtorek, 18 listopada 2008

Jak Ania mnie leczy?

Ostatnio nieszczęśliwie się rozchorowałem. Nic specjalnego zwykłe przeziębienie, ale nieźle mnie wzięło. Poszedłem do apteki, kupiłem leki i..... efekty powolne.

Wówczas moja dama zabrała się za leczenie mnie na własną rękę, domowymi sposobami. Otrzymałem mleko z czosnkiem i miodem.... ble szczerze powiem (nie specjalnie smaczne), ale !!!! Ania bez sensu nic nie robi :) nie smaczne, ale zdrowe :D i to jak :) zdążyłem zjeść i już czuję się bardzo dobrze. Jaki z tego wniosek? Nie ma się co z kobietami spierać, zwłaszcza w kwestiach leczenia, każda zna się na tym NAJLEPIEJ :D

sobota, 15 listopada 2008

Spadki/Wzrosty

Giełda jak to giełda raz na czerwono raz na zielono. Od czego to zależą te wzrosty i spadki? W sumie odpowiedź jest dość prosta zasadniczo od sytuacji makroekonomicznej danego kraju, ale nie w Polsce! Ponieważ u nas wszystko jest dziwne to i zachowania na giełdzie muszą takie być. U nas generalnie najwięcej zależy od tego jak jest w USA jak tam jest krach to jest i u nas (no fakt, na świecie też).

Jest jednak jeden dziwny aspekt jak w USA wszystko idzie w górę o 7% to na świecie też idzie ostro w górę, ale w Polsce nie w Polsce zaledwie o 2% to o całe 5% MNIEJ!! Czemu tak? Bo u nas jak to u nas ekonomiści poszukali jakiejś złej wiadomości (a jak mówi stare Polskie przysłowie "kto szuka ten znajdzie" i znaleźli). W sumie nikt nie wie jakie to były wiadomości negatywne może podrożał słonecznik, albo w Kenii wiał wiatr z północy a to jak wiadomo ma kapitalny wpływ na naszą gospodarkę!!

Trochę zakpiłem przyznaję się :) ale celowo, faktycznie w naszym kraju dzieje się źle skoro nie potrafimy sobie radzić z nawet małymi problemami, a jeszcze gorzej jest wtedy kiedy wszyscy z nich wychodzą a my dalej brniemy po uszy.

Czy gdzieś jest inaczej? Można tak sensownie zapytać, ale odpowiedź będzie niestety dołująca. Owszem jest lepiej (nie trzeba daleko szukać) weźmy naszych sąsiadów Niemcy, katastrofalne dane gospodarcze, recesja w sumie pewna, a co na to Niemiecka giełda, zwykłe spadki. W Polsce po takich danych wole nie myśleć nawet jaka mogła by być reakcja!! Dalej Rosja ropa za lekko ponad 50$ czyli główne źródło finansowania gospodarki Rosji traci na znaczeniu, znów spadki, ale paniki nie ma. No a u nas, banki dostały już gwarancje chociaż żaden nawet o pomoc nie prosił!! A panika i tak jest, jak robić biznes w tak zakompleksionym kraju..... chyba, że lewy biznes....

środa, 12 listopada 2008

piątek, 7 listopada 2008

Sanwil i jego akcjonariusze

Dziś powracam do tematu giełdy. Czytałem właśnie bardzo ciekawe forum akcjonariuszy Sanwila. Opisują oni żenującą postawę jaką prezentuje prezes firmy, który od pół roku trzyma 50 mln zł, które firmie udało się "wyrwać" akcjonariuszom.

Ludzie zaufali i oddali swoje pieniądze w oczekiwaniu na inwestycje, bo przecież po to spółka wypuszcza akcje w obieg. Kupili i czekają, a tu nic się nie dzieje. Prezes w zasadzie nie informuje ich o poczynaniach spółki a ludzie czekają...

Miarka się przebrała i myślą o zorganizowaniu nowego walnego zgromadzenia akcjonariuszy, piszę o tym bo to dobry przykład sprawnego działania, można powiedzieć "ruchu społecznego" i należy takim akcjom kibicować.

Zwłaszcza w sytuacji, gdy słabsi nie chcą dać się skrzywdzić silniejszemu.

poniedziałek, 3 listopada 2008

sobota, 1 listopada 2008

Kto wygra wybory w USA? Cz. 2

McCain.


1. W polityce zagranicznej będzie kontynuował działania G. Busha to pewne.


- Zdecydowanie popiera wojny w Iraku i Afganistanie


- Sugeruje rozwiązania militarne przeciw pozostałym przeciwnikom USA.

2. W gospodarce

- Prawie na pewno pogłębi się kryzys

- Być może nowa wojna np. z Iranem doprowadzi gospodarkę USA do punktu skrajnego wyczerpania i wówczas nie wiadomo co się stanie.

- Uzależni USA od importu jeszcze bardziej.


- Zwolennik wojen i zbrojeń.


2. W gospodarce


- Prawie na pewno zła polityka gospodarcza


- Pogorszenie się sytuacji ekonomicznej w USA i możliwy trwały kryzys ekonomiczny.


- Większe uzależnienie od zasobów z innych państw (spowodowane pogarszającą się sytuacją gospodarczą i możliwą nową wojną).

+ i -


+ Prawie na pewno na krótko poprawi się sytuacja gospodarcza USA.


+ Będzie dalej zwalczał terroryzm.


+ Będzie przytrzymywał "w ryzach" wszystkie kraje, które mogą próbować swój arsenał wojskowy ponad miarę.


+ Będzie prowadził twardą politykę wobec Rosji i Chin


- W dłuższej perspektywie zrujnowanie gospodarki jest bardzo możliwe
- Ostra polityka wobec innych państw może osamotnić USA pogrążone w kryzysie.

Niby minusy, są tylko dwa, ale ich waga chyba przeważa na korzyść Obamy. Zresztą w sondażach też raczej Mc Cain nie ma szans.

Kto wygra wybory w USA?

Za 3 dni wybory w USA, ostatnie sondaże pokazują, że Obama traci swą przewagę. Nie chcę tu zastanawiać się nad tym kto wygra, to okaże się niebawem, ale zastanowię się kto byłby lepszym prezydentem dla Polski, Europy, i innych państw.

Żeby ocenić prawidłowo obu kandydatów należy ocenić ich predyspozycje i spróbuję to pobieżnie zrobić. Dziś oceniam Obamę:

Obama
1. W polityce zagranicznej wydaje się być otwarty na dialog.
- Jasno wyraża się na temat wycofania wojsk z Iraku i Afganistanu
- Przeciwnik wojen i zbrojeń
2. W gospodarce
- Ciężko ocenić go od tej strony ale obiecuje zmiany, podniesienie pensji
- Uniezależnienie USA od dostaw ropy i surowców (to akurat jest niemożliwe, więc traktuję to jako kiełbasę wyborczą).
- Ogólną poprawę sytuacji i walkę o poprawę obecnej sytuacji gospodarczej USA.

+ Prawie na pewno po wyborze tego prezydenta poprawi się sytuacja gospodarcza USA, może uda się zażegnać kryzys gospodarczy z jakim się boryka cały świat.
+ Prawdopodobnie Obama nie zdecyduje się na prowadzenie dalszych wojen i spróbuje zakończyć już prowadzone
+ Prawdopodobnie będzie dobrze oceniany przez większość amerykanów.
+ Z pewnością będzie to dobry prezydent dla Europy (w tym Polski), a także krajów Afrykańskich.

-/+ Wybór Obamy oznacza koniec polityki mocarstwowej USA, jest to i plus i minus bo przejście w skrajny liberalizm polityczny pozwoli Rosji, Chinom i krajom arabskim np. Pakistan, Libia, czy innym Wenezuela, Kuba, Północna Korea na rozwój militarny, a nawet rozwój terroryzmu.

- Ponieważ Obama obiecuje wycofanie wojsk i zakończenie wojen wesprze tym samym terrorystów, da im czas na zebranie sił i odbudowę swoich struktur.
- USA straci swoją siłę polityczną w kwestiach wojskowych, co może wykorzystać Rosja np. wywołując konflikt z Ukrainą.
- Uzasadnione wydają się być obawy o skuteczność jego działań w celu poprawy sytuacji gospodarczej USA, która według różnych źródeł jest oceniana jako zła, bardzo zła lub skrajnie wyniszczona.
- Obama obiecał wiele rzeczy nie realnych jak np. uniezależnienie USA od dostaw ropy oznaczało by to podwojenie wydobycie ropy w USA, lub redukcję jej zużycia o przeszło 50%. Oba wyjścia są nierealne.
- Jest nadzieją dla wszystkich krajów z tzw. osi zła i krajów, których polityka różni się od polityki USA czyli Azji, Wschodniej Europy, i krajów Arabskich, które widzą w nim osobę nie zdolną do energicznych i zdecydowanych działań. Stąd też można zauważyć zdecydowane uspokojenie ze strony terrorystów, a także wszystkich krajów, które zawsze trwały w konfliktach to swoiste "uspokojenie" upatrywałbym w chęci "pomocy" demokratycznemu kandydatowi. Przeciwnicy McCain-a wiedzą, że póki ich zachowania są spokojne, republikanin nie ma możliwości powoływać się na hasło walki z terroryzmem bo jak walczyć z czymś co przestało być problemem? Nie każdy wie, że ten problem znikł na chwilę, a przeciwnicy pewnie zbierają teraz siły.


McCain jutro

piątek, 31 października 2008

W PZPN Lato dla kibiców zima...

No i mamy nowego prezesa PZPN, jak się można było spodziewać wygrała zimna kalkulacja, a więc dla kolegów Listka szansa na dalsze "upadlanie" polskiego futbolu.

Co można powiedzieć o nowym prezesie? Jakie ma plusy a jakie minusy:

+ Lato to nie Listkiewicz (przynajmniej nowa twarz, co można poczytać na plus).
+ Był piłkarzem - no tu już miałem problemy, żeby coś wymyśleć.
+ pewnie jeszcze jakiś jest ale na chwilę obecną nie mam pojęcia jaki.

- Kumpel Listkiewicza
- Wybrał twardogłowych jako swoich współpracowników
- Był beznadziejnym senatorem i jako trener nie pokazał nic
- Będzie pewnym kontynuatorem starej polityki
- Już zdążył źle wyrazić się o prezesie Ukraińskiego PZPN
- Już zdążył urazić Ukraińców mówiąc o organizowaniu mistrzostw z Niemcami.
- Nie zna ani Fify ani UEFY.
- Niezgrabnie się wypowiada.

No mógłbym tak jeszcze pisać, ale to były by już wróżby na temat tego czego nie zrobi i co będzie próbował ukryć (pewnie za 2-3 miesiące zaczną się spełniać).

Czy można powiedzieć, że jestem nie obiektywny? Pewnie tak, ale sądzę, że jak 60-70% Polaków nie tylko nie wierze w nowego przewodniczącego, ale i od razu mu nie ufam. U mnie nie ma żadnego mandatu zaufania, tak jak i cały PZPN.

Bońka szkoda, bo szansa była, ale dostrzegło ją 19 ludzi i tylko 19. Szkoda, że to nie kibice wybierali. Proponuję wymyśleć nową piosenkę o PZPN może zacznę:

My się Lata nie boimy i cały PZPN ...

środa, 29 października 2008

Była bessa idzie hossa?

Giełda to dziwne miejsce, masa ludzi i pieniędzy, można dużo zarobić i stracić. Każdy to już wie, ostatnio mieliśmy tzw. bessę czyli spadki, a dokładnie fale spadków, akcje traciły na wartości z dnia na dzień i to lawinowo.

Piszę o tym nie bez powodu, sam zdecydowałem się inwestować! No i pierwsze efekty mam, pierwszego zakupu dokonałem na tzw. odbiciu (podczas spadków czasem giełda na moment zyskuje) i tam udało mi się trafić w punkt, szybko "zrealizowałem zysk" - czyli wydostałem pieniądze, udało się coś zarobić. Kolejna inwestycja i klapa...

Nie znam się jeszcze dobrze więc dużo ryzykuję, oglądałem giełdę widziałem spadki, spadki i spadki. W końcu zaczęło się dużo mówić o poprawie jaka nadchodzi, więc pośpiesznie dokonałem zakupów. Zapomniałem o tym, że w Polsce wolno się robi i wolno myśli, w związku z czym od razu mocno straciłem...

Teraz jest wybicie (znów zaczynam zyskiwać), ale czemu o tym piszę. Najważniejszym momentem był ten spadek, którego nie tylko nie przewidziałem, ale też nie potrafiłem sobie z nim poradzić. Co by było gdyby to była dopiero pierwsza fala spadków?

niedziela, 26 października 2008

PZPN jest nieśmiertelny?

Mecz Wisła Kraków - Legia Warszawa, tzw. szlagier naszej ekstraklasy. Dwa znienawidzone kluby mają okazję pokazać, który jest lepszy. No i prawidłowo tak być powinno.

Powinno bo niby mecz się jeszcze nie rozpoczął ale PZPN wynik pewnie
już zna! Jeśli zdążyli posmarować sędziemu wygra legia (nie dlatego, że ją lubią, dlatego, że jest stołecznym klubem), jeśli nie wynik jest sprawą otwartą dla obu drużyn.

Co na to kibice? Jeszcze do niedawna szaleli ze złości, krzesełka latały, ale ostatnio większość nerwowych siedzi... PZPN się z tego cieszy bo 99% tych krzesełek poszło by w nich gdyby tylko na meczach się pojawiali (w zasięgu kibiców). No i tak się niszczy politykę futbolową w tym kraju, jedni siedzą (nie zawsze "za coś" czasem za to, że się nawinęli policji), inni klną i wyłączają telewizor bo co tu oglądać? Mecz, gdzie 1 klub w lidze ulega ostatniemu, żeby ten nie spadł do niższej ligi? Mają kibice dość i coś takiego jak liga znika. Zespoły owszem są, ale co raz częściej z nazwy, na stadionach robi się pusto i piosenek na cześć swych drużyn kibice śpiewają jakoś mniej.

Częściej śpiewają na cześć PZPN-u no ten to już ma pokaźny repertuar, chyba lepszy niż "narodówka", zresztą trener (Listkiewicz) dostaje więcej uwagi od kibiców niż, sam LEO!!! Może by tak wysłać ten nasz "związek" na Euro 2012? Hmm, wcale nie tak głupi pomysł jakby się mogło wydawać, dobrze "dofinansowani" mogli by tam nieźle namieszać :D

A na razie miło było by ich eksportować za granicę najlepiej na Syberię, albo Grenlandię. Wedle mojej wiedzy nie ma tam żadnych klubów piłkarskich (z uwagi na klimat to chyba nie jest możliwe), a więc potrzeba profesjonalistów do przecierania szlaków i my ich możemy dać!!! Nawet kupić im bilety... w jedną stronę, śniegi też są piękne na swój sposób oczywiście.

wtorek, 21 października 2008

Sylwester

No to jedziemy z Anią na sylwestra, ale jej się nie podoba...... Opiszę tę historię od początku, a było to tak.

Pewnego dnia powiedziałem do Ani w miłej sielskiej atmosferze Warszawskiej kawalerki

- Ania jedziemy na sylwestra.

No i się zaczęło. Ania wniebowzięta, szczęśliwa i radosna. No i ciągłe pytania "a dokąd, a gdzie, a jak?" - i po co ja jej to mówiłem? A mówiła tak ładnie i tak szybko jak w lokomotywie Tuwima

...A dokąd? A dokąd? A dokąd? Na wprost!
Po torze, po torze, po torze, przez most,
Przez góry, przez tunel, przez pola, przez las
I spieszy się, spieszy, by zdążyć na czas,
Do taktu turkoce i puka, i stuka to:
Tak to to, tak to to, tak to to, tak to to,
Gładko tak, lekko tak toczy się w dal,
Jak gdyby to była piłeczka, nie stal,
Nie ciężka maszyna zziajana, zdyszana,
Lecz raszka, igraszka, zabawka blaszana.

A skądże to, jakże to, czemu tak gna?
A co to to, co to to, kto to tak pcha?
Że pędzi, że wali, że bucha, buch-buch?
To para gorąca wprawiła to w ruch,
To para, co z kotła rurami do tłoków,
A tłoki kołami ruszają z dwóch boków
I gnają, i pchają, i pociąg się toczy,
Bo para te tłoki wciąż tłoczy i tłoczy
,,I koła turkocą, i puka, i stuka to:
Tak to to, tak to to, tak to to, tak to to!...

No i jedzie wie, że jedzie męczy, męczy, męczydusza. W końcu uległem i roztoczyłem przed Anną piękną, sielską wizję sylwestra. Pełną romantycznych przeżyć, podróży i przygód. Słowem jak z bajki!!!

Będziemy razem daleko w górach w zasadzie sami w dzikiej głuszy. Zewsząd dzika nieokiełznana przyroda, no i przygoda, bo przygoda jest najważniejsza. Opowiedziałem o urokliwych spacerach przy świetle księżyca w leśnych ostępach, o możliwości zetknięcia się z prawdziwą dziką przyrodą, ale Ania, no cóż Ania nie była zachwycona.

- A gdzie będziemy mieszkali ? A będzie ciepła woda? A musi być ten las? A po co w dziurze?

No cóż .... romantyzm upadł i musiałem wyjaśnić, że:

- Mieszkać będziemy nie tak całkiem sami, bo w 4 osobowym pokoju, ale z przedziałką!
- Wody ciepłej tam czasem nie ma, ale blisko jest źródełko to tam jakby co...
- Można łowić tam ryby na prawo i na lewo :D jak kto woli
- Można chodzić po lesie i chodzić.... i chodzić.
- No do miasta jest 30 km ale Pan Stasiu nas zawiezie ino raz.

No i nie wiedzieć czemu, atrakcje się Annie nie spodobały, chociaż skwitowała je tak "Nie ważne gdzie, ważne z kim" - to szybko zmieniła zdanie i ciągle uporczywie marudzi... ach te kobiety.

wtorek, 17 czerwca 2008

Poradnik do plemion :)

Jak się rozbudowywać, ile wojska, ile zwiadu. Poradnik ogólny autorstaw Mentor0Piszę go w związku z pytaniami o rozbudowę i o limity wojska jakie trzeba mieć.Poradni dotyczy graczy posiadających jedną wioskę!Ile wojska?Wojsko liczymy najłatwiej na tej zasadzie - liczba punktów jaką mamy przez 100. Czyli jeśli mam tysiąc punktów dziele przez 100 i wynik mnoże przez 2 wiem, że muszę mieć po 100 mieczy i 100 pik na tym etapie gry. Innymi słowy na każdy 1 tys. punktów muszę mieć 200 defensywy. Wtedy będę miał MINIMUM oborny. Najlepiej na każdy tysiąc mieć po około 200 obrony, to jest b. dobra liczba obrońców.Jeżeli idziemy w grę ofensywną (90% graczy tak robi) to trzymamy się limitu 200 oborńców w wiosce jako absolutnego minimum!! Najkorzystniej jest produkować 60% mieczy do 40% pik, liczba mieczy może byc nieznacznie większa, gdyż ataki są zwykle w większości złożone z toporów (są tańsze i szybsze w produkcji). Po za tym miecze mają lepszy stosunek oborny na lekką jazdę (miecze mają 15) niż piki w stosunku do toporów (piki mają 5).Ofensywa powinna być produkowana równorzędnie z defensywą, najlepiej stawiać na lekką kawalerię (choaciaż ja sam preferuję topory) jest to najprostszy sposób na farmienie i wybudowanie dobrej ofensywy.Ile mieć ofensywy? Jeśli przy tysiącu punktów mamy po 200 pik i 200 mieczy (około może to być 190, ale już nie 170!) to możemy robić samą ofensywę (pamiętając żeby powoli ale systematycznie dobudowywać defensywę). Defensywę kończymy budować kiedyś uzyskamy po 400-500 pik i mieczy (czyli 1000 wojska), można część zastąpić łukami.Po za tym musimy robić zwiad, na początku do tysiąca punktów wystarczy 20-40 zwiadowców. Później liczbę należy zwiększać systematycznie do 200, więcej nie ma sensu (chyba że sami mamy zamiar kogoś zeskanować).Topory i lekką robimy na full - czyli do zapełnienia zagrody.BudynkiNa samym pozątku budujemy kopalnie, drewno, poziom niżej glinę i 2-3 poziomy niżej żelazo - w ten sposób nie będzie nam brakowało surowców np. 9,8,6Z czasem po 500 punktach, zrównujemy glinę z drewnem, kopalnia żelaza wedle potrzeb. Budujemy od początku następujące budynki- Kopalnie DREWNA, GLINY, ŻELAZA - to absolutna podstawa- Koszary do 5 poziomu - nie wyżej bo to na tym etapie strata surki i tak wojska nie robicie cała dobe bo nie macie surowca.- Stajnia poziom 3 - z tych samych powodów co wyżej- Spichlerz - musi być duży żeby się nam nie zapełniał!! Jak wiemy, że nie będzie nas cały dzień to dajemy 2 poziomy spichlerza i się nie martwimy- Zagroda - no oczywiście budujmy kiedy kończy się miejsce w zagrodzie :)- Mur - na późniejszym etapie gry (od 300 punktów) budujemy kilka poziomów, tak żeby koło 1500 punktów mieć co najmniej 10 poziom.- Kuźnię - do póki nie odblokują nam się konie.Więcej nic póki nasze kopalnie nie będą miały przynajmniej 16-18 poziomu. To b. nudna faza gry, tylko się farmi i prawie nic nie robi, ale daje jak ja to nazywam "kopa" punktowego na późniejszym etapie. Było to oczywiście widać ja i Feniks46 byliśmy w połowie stawki (czasem nawet pod końcem) od około 300 punktów zaczynamy b. przyspieszać (zdoganiamy czołówkę, ale jeszcze nie jesteśmy top naprawdę silni punktowo) wtedy budujemy mur, rynek itd, na niskich poziomach. Po tysiącu punktów zaczyna się budowanie reszty (oczywiście kopalnie w między czasie jeśli tylko jest wiecej surki). No i wtedy zaczyna się prawdziwe przyśpieszenie.Jak budujemy kopalnie, na początku gry po 3 dziennie, później od 16 poziomu po 2 dziennie do 21, potem po jednej :)Proszę o uwagi to uzupłenię ten poradnik. Nikt się nie musi stosować dałem go żebyście przestali mnie pytać listownie. Mam nadzieję, że jest dobry jeśli zobacze błędy lub braki to poprawie.P. S. nie pisałem, ale żeby nadążać z grą trzeba farmić, nie wiem jak dobrze grać, bo bez farmienia nie da się utrzymać podanego tępa.

czwartek, 8 maja 2008

58 list Seneki do Lucyliusza.

58 list Seneki do Lucyliusza.

Seneka skarży się na braki we współczesnym słownictwie. Opisuje dokładnie negatywne zmiany jakie jego zdaniem zaszły w słownictwie łacińskim. Cytuje fragmenty wskazując w nich nowe słownictwo i wykazuje, że jest ono gorsze niż stara łacina.Prosi by essentia można było używać w znaczeniu „istota rzeczy”. W dalszej części wyjaśnia istotę rodzaju i gatunku. Seneka wyjaśnia pokrótce swoją filozofię, zaczerpniętą od Arystotelesa, wymienia istoty mające ducha. Hierarchizując – te które są żywe umieszcza wyżej. Wyróżnia zatem istoty cielesne i bezcielesne. Problemem tej części listu jest wymienianie przez Seneke różnych ujęć, przytaczanie filozofii Arystotelesa, która nijak ma się do wcześniej omawianych problemów gramatycznych.W dalszej części listu Seneka przedstawia filozofię Platona. Wymienia jej elementy jako bardzo odkrywcze. W ostatniej części autor porusza kwestię starości. Pisze, że odbieranie sobie życia jest błędem i tchórzostwem. Z drugiej jednak ostrzega przed przesadną chęcią przedłużania go (należy zauważyć, że starość w starożytnym Rzymie była o wiele uciążliwsza niż dziś, brak leków posuwał ludzi do drastycznych decyzji). Seneka potępia te akty desperacji.

Jest to bardzo skrócona wersja listu 58 listu Seneki. Można ją traktować jedynie do zapoznania się z ogólną budową listu i jego głównych wątków.

wtorek, 6 maja 2008

Seneka - krótki życiorys

Seneka urodził się około 5 r. p. n. e. zmarł 65 r. n. e. (żył prawdopodobnie 70 lat). Był filozofem, pisarzem, poetą, retorem. Jego życie zajmowała twórczość, najciekawszymi elementami biografi Seneki są:

1. Wychowywał Nerona, ze znanym skutkiem
2. Był konsulem w 56 roku.
3. Był Stoikiem
4. Wywarł duży wpływ na cherześciaństwo.

Umarł nieszczęśliwie, oskarżony o udział w spisku popełnił samobójstwo przez podcięcie sobie żył.
Autor wielu dzieł m. in. "o łagodności", "o życiu szczęśliwym", "dialogi", a także 20 listów moralnych. Pisał również tragedie i księgi przyrodnicze.

piątek, 2 maja 2008

Uwaga!!!

Nie polecam bezmyślnego kopiowania prac z bloga, pytacie mnie czasem o bibliografie, nie zamieszczam jej. Mogę podać ją indywidualnie, kopiowanie tekstów jest dużym błędem, gdyż są to wersje robocze, które:

1. Zawierają liczne błędy i czasem są niepełne.
2. Mogą wyrządzić wam więcej szkody niż pożytku :)

W celu otrzymania poprawnych wersji prac należy napisać informację, na gg, skype, mail, lub w komentarzu do pracy na penwo odpowiem!

sobota, 12 kwietnia 2008

Sagi o Wikingach

Część 1.


Informacje do tej pracy zaczerpnąłem z książki „Wyprawy Wikingów” autorstwa Harleya Mowata


“Wyprawy Wikingów” są bardzo ciekawą lekturą ale już na wstępie zamieszczę podstawową jak sądzę informację. Przede wszystkim zacznę od tego, że książka została wydana w 1965 roku, czyli bagatela prawie pół wieku temu. Co „teoretycznie” mogło by oznaczać, że się zdezaktualizowała. Słowo teoretycznie napisałem w cudzysłowie, gdyż badania nad wikingami i okresem, w którym żyli są wyjątkowo trudne, po za tym w zasadzie nie jesteśmy w stanie poszerzyć naszej wiedzy w tej dziedzinie w sposób znaczący z kilku powodów:
Sagi są praktycznie jedynymi źródłami z tamtego okresu i są to źródła o dużym jak na owe czasy poziomie rzetelności.
Wikingowie około XIV wieku po prostu wyginęli i nie wiele się po nich zostało.
Nowe wykopaliska np. ciał też nie wnoszą zbyt wiele, gdyż wiem co jedli, w co się ubierali i jak żyli. Znamy wygląd ich statków, długość, budulec jaki użyto to ich wyrobów, odnaleziono kilka dobrze zachowanych wraków.
Książkę jak już wspomniałem podzieliłem na dwie części. Pierwsza mówi o sagach i ta w zasadzie nie może się zdezaktualizować bo są w niej informacje pochodzące z sag i już w tamtym okresie zweryfikowane (jeśli są jakieś różnice to drobne i raczej nie znaczące). Jak to się dzieje, że po prawie 50 latach nie poczyniliśmy postępów? Otóż postępy są np. autor ocenia wydarzenia, że kiedyś prawdopodobnie (70%) były takie a takie warunki na północy Ameryki, a dziś wiemy, że raczej na pewno takie były (90%). Różnimy się, także wielką ilością nowych hipotez odpowiadających na pytania, na które pewnie nigdy odpowiedzi nie będzie np. kiedy autor sag mówi, napotkali wielu tubylców. My już nigdy się nie dowiemy ilu to było „wielu”.
Druga część to aneksy podejmujące w sposób naukowy sagi i ich treść. Autor analizuje tam możliwe warunki pogodowe, możliwe ukształtowanie terenu (przez tysiąc lat sporo mogło się zmienić). Ta część jest na pewno mniej aktualna ale na potrzeby zaznajomienia się z wikingami na pewno absolutnie wystarczająca.
Z ciekawszych rzeczy jakie można tu przytoczyć na korzyść książki, należy zauważyć, że autor sam wielokrotnie jeździł do „prawdopodobnych” rejonów przebywania Wikingów i badał sam te okolice. Dzięki czemu precyzyjnie określa miejsca, o których mówią sagi. Ciekawa jest również sytuacja naukowa w jakiej się on znajduje. Otóż sagi są bardzo specyficznie spisane. Z jednej strony skrybowie piszą nazwy wikingów na określenie danych rejonów, co uniemożliwia na pierwszy rzut oka ich identyfikację nazwa np. „Winlandia” określa półwysep Nowa Funlandia, chociaż nie wiadomo precyzyjnie, który rejon półwyspu. Innym razem z kolei skrybowie domyślając się położenia danego rejonu określają go swoim językiem (współczesnym dla nich) i też ciężko orzec czy trafnie określili miejsce, o którym mowa w sagach.
No i tak dowiadujemy się na pewno, że Wikingowie podróżowali z Islandii do Grenlandii a następnie do Ameryki północnej (konkretnie wybrzeża wschodniej Kanady), które określane są w bardzo niejasny sposób, ale na skutek bardzo dokładnych badań naukowych można odtworzyć szlak z ogromną dokładnością. Praca jaką wnieśli naukowcy w odwzorowanie tej trasy jest nie do przecenienia. Mogę to porównać do zgliszczy domu, na podstawie których bardzo dokładnie jesteśmy w stanie określić jego wielkość i wygląd. Co graniczy z cudem. Ewidentnie naukowcy stanęli na wysokości zadania, głównie Norwescy i Duńscy ze zrozumiałych powodów przodują w tych badaniach. Autor powołuje się na liczne prace i przedstawia fragmenty sag po czym interpretuje je.
Jest to pierwszy milowy punkt tej książki, można przeczytać jedyne oryginalnie zachowane teksty wikingów.
Pojawia się pytanie. Na ile te opisy są faktycznymi opisami zdarzeń, a na ile zostały przetworzone przez osoby, które kopiowały te teksty? Wikingowie generalnie byli niepiśmienni, ani w Grenlandii, ani w Irlandii (tu czasem ktoś posiadał tę zdolność) nie było raczej osób znających biegle pismo. Sagi spisano około XIII wieku czyli około 300 lat po wydarzeniach, ale jak dowodzą badania przekazy ustne są praktycznie nie zmienione przez setki lat. Teksty były prawdopodobnie spisane językiem runicznym jaki stosowali Wikingowie, ale nie mamy do niego dostępu jest jeden kamień, na którym są prawdopodobnie wyryte ich runy, ale część naukowców nie chce dać wiary oryginalności pisma. Był jeszcze prawdopodobnie jeden taki kamień, ale zaginął w XVII wieku we Francji. Z zapisków prowadzonych wyjątkowo dokładnie jasno daje się odczytać mały zasób słownictwa wikingów i daje się odnaleźć liczne poprawki wprowadzane przez mnichów przepisujących księgi, którzy „domyślając się” o co chodziło autorowi nie jednokrotnie „poprawiali” fragmenty tekstów. Z tych poprawek wynikają niestety głównie nieścisłości, wielu naukowców nie może odróżnić oryginalnych tekstów od możliwych poprawek. Co najgorsze zwykle poprawki dotyczą okresu chrześciańskiego, gdzie starają się “wybielić” różne nieścisłości jakie miały miejsce. Chodzi głównie o “nawracanie”, które mnisi usiłują ukazać w jak najlepszym świetle, jednakże da się odtworzyć prawdę na podstawie innych źródeł, które mówią o “nawracaniu ogniem i mieczem” i licznych walkach co dowodzi wprowadzania chrześciaństwa siłą.

poniedziałek, 31 marca 2008

Refleksja na temat pracy „wychowanie do wolności jako podstawowy problem pedagogiczny” prof. Zofii Matulki.

We wstępie autorka porusza problem fundamentalnego prawa do wolności, jakie ma każdy człowiek. Jest to najbardziej podstawowe prawo jakie posiadamy. W dalszej części omawiany jest problem wychowywania człowieka do wolności. Autorka porusza tu bardzo ważne kwestie, ale moim zdaniem są to sprawy oczywiste i w zasadzie praca jest pozbawiona problemu. Oceniając fragment należy stwierdzić dwie cechy szczególne jakie uderzają w odbiorcę. Z jednej strony jest to poruszenie problemu, który w naszych czasach staje się wyjątkowo ważny, bowiem każdy chciałby wychować dziecko należycie, czyli właśnie tak aby miało ono swoje podstawowe prawo do wolności. O tym właśnie mówi nam tekst prof. Zofii Matulki. Problem jednakże zostaje nie rozwiązany, a jedynie zaznaczony w tej części pracy. Stwarza to pewne zagrożenie, mianowicie autorka mówi o rzeczy, z którą nie sposób się nie zgodzić. Głównym celem wychowawczym powinno być wychowanie do wolności, do podejmowania samodzielnych, dojrzałych wyborów. Tego we współczesnym świecie brakuje i to zauważa autorka. Problem polega na tym, że nie podjęła się rozwiązania, co więcej nie analizuje tej sprawy zbyt dokładnie. Czytając można odnieść wrażanie, że praca wprowadza nowe spojrzenie na współczesne wychowanie dzieci. Natomiast faktycznie odwzorowuje wcześniejsze refleksje i tym samym powtarza znane nam już prawdy np. godność osoby ludzkiej (problem często podejmowany przez Jana Pawła II), uczenie dziecka przyswajania odpowiednich wartości... itd. Po skończeniu lektury może najść nas refleksja i poczucie pustki, bo autorka zostawia nas z niezałatwionym problemem. Dlaczego? prof. Matulka nie podaje nam gotowych rozwiązań, ani rad, nie próbuje prostować drogi, którą powinien kierować się każdy rodzic.
Takie podejście do tematu niesie za sobą znowuż dwie możliwości, skoro nie podaje nam się gotowych rozwiązań to daje nam prawo wyboru drogi, a to wymaga od nas działania. Z kolei nie podawanie rozwiązań jest mało twórcze. Praca wydaje się zwykłym przypomnieniem nam o powinności, o metodach i środkach wychowawczych jakie powinniśmy stosować.
Podsumowując fragment mogę stwierdzić, że niesie on ze sobą ciekawe przesłanie. Daje nam ogląd na sytuację w jakiej znajduje się współczesny człowiek. Przypomina, że wychowywanie dziecka to nie jest tylko urodzenie i karmienie. Wychowanie jawi nam się jako proces kształtowania młodego człowieka. Kreowania jego świata ale w sposób wolny tzn. taki, który pozwala podejmować wybór młodemu człowiekowi a nie jego rodzicom. Celem działania rodziców jest w tej sytuacji ukazywanie drogi i możliwych rozwiązań, a te pojawiają się kiedy pozostawiamy dziecku wybór, tą wolną drogę po wcześniejszym wskazaniu różnicy między dobrem a złem, czyli rozwiązaniami słusznymi i błędnymi. Prof. Matulka nie podaje gotowych rozwiązań a jedynie przytacza znane nam już od wieków prawdy. Przypomina między innymi słowa Jana Pawła II, który problem wolności uczynił ważnym elementem swojego nauczania. Trochę brakuje własnego spojrzenia autorki na ten problem, refleksji, do której można by się odnieść. Wówczas można było by analizować tekst pod względem naszych własnych odczuć. Z powyższą pracą raczej nie sposób polemizować, nie można stawiać tez negujących treści zawarte we fragmencie gdyż w moim odczuciu są to fakty nie zaprzeczalne. Tak więc praca daje nam ogólny ogląd na bardzo ważny i żywy problem przed jakim stajemy we współczesnym świecie.

piątek, 21 marca 2008

Historie Wikingów

W najbliższym czasie umieszczę 3 artykuły o wikingach na podstawie książki

Farley Mowat "Wyprawy Wikingów"

Pierwszy ukarze się w tym tygodniu dwa kolejne w ciągu 2-3 tygodni.

poniedziałek, 17 marca 2008

Jules Verne „Michał Strogow – kurier carski"

Moim zamysłem jest opisać moje spostrzeżenia na temat tego działa i zaproponować je czytelnikowi. Od razu powiem, że nie będę uchylał rąbków tajemnicy, zarysuję bardzo ogólnie tematykę książki, czyli to czego dowiemy się na pierwszej stronie, aby nie odbierać przyjemności z czytania. W powieści Jules’a Verne’ra tytułowy bohater jest właśnie owym kurierem carskim. Powieść toczy się na ziemiach Rosyjskich i zdradzę w dużej części na Syberi. To tyle jeśli chodzi o treść teraz przedstawię plusy i minusy książki, na końcu podsumuję i ocenię powieść.

Plusy +

+ Wierna relacja ze stanu w jakim znajdowała się Rosja w XIX wieku
+ Brak nużących opisów przyrody, która opisywana jest krótko i bardzo rzeczowo
+ Okres, w którym rozgrywa się akcja jest bardzo ciekawym momentem w historii Rosji carskiej
+ Bardzo szybko się czyta.
+ Język jest bardzo lekki i przystępny

Minusy -

- Nudna fabuła
- Prawie nic się nie dzieje
- Bohater ponad miarę wyidealizowany
- Zaskakująco korzystne zwroty akcji działające na korzyść bohatera.
- Nie wszystko na końcu staje się jasne, historia wyjaśnia się chociaż nie wiadomo dlaczego np. osoba którą uznaliśmy za martwą żyje ale autor nie mówi jak to się stało.
- Nie wiadomo dlaczego kurier wyryuszył z Moskwy, bo wiadomość, którą miał dostarczyć można było przesłać telegrafem do jednego z większych miast (jeszcze nie odciętych) i dopiero z tamtąd puścić kuriera co zaoszczędziło by kilku dni drogi.

Książkę oceniam nisko na 3

Autor miał bardzo ciekawy plan fabuły, zmarnował jednak potencjał jaki miała ta książka. Fabuła cytując pannę Annę „wlecze się jak flaki z olejem”, tendencyjne zakończenie. W jednym miejscu można się zaskoczyć. Zupełnie nietrafiony humor, w książce są postacie mające nas rozbawić, ale śmieszne zdania pada raz w całej książce. Natomiast książka czyta się bardzo przyjemnie i daje pewien powiew historycznej prawdziwości. Autor dobrze pokazuje realia panujące w tym okresie w Rosji w sposób bardzo przystępny. Mimo nudnej fabuły książkę czyta się bardzo lekko i szybko!

Pomimo niskiej oceny książki naprawdę gorąco ją polecam, gdyż daje nam możliwość zapoznania się z fragmentem z dziejów Rosji przedstawionej tam w sposób POZYTYWNY, a to wielka rzadkość w literaturze. Po za czyta się ją bardzo szybko i wbrew pozorom nie nudzi gdyż przez cały czas sprawia wrażenie, że zaraz zrobi się ciekawie :D

P. S. Mam nadzieję, że autorka konkurencyjnego bloga zrobi podobnie :D

wtorek, 4 marca 2008

W przygotowaniu

Jules Verne "Michał Strogow - kurier carski" - recenzja i krótka charakterystyka książki. Nie będzie odwołań do treści utworu.

Zabić Rommla

 
Wstęp:

Jest to książka autorstwa Michaela Ashera byłego żołnierza SAS wydana przez Polskie wydawnictwo „Wołoszański”.


Tytuł książki sugeruje nam, że tematem przewodnim będzie historia mówiąca o próbie zamachu na Erwina Rommla dowódcy Niemieckich sił Africa Korps w Afryce. Nic bardziej mylnego, już po kilku pierwszych stronach okazuje się, że tematem książki jest historia dwóch jednostek komandosów. Opiszę więc za autorem dwa główne wątki. Najpierw omówię dowódców, skład oddziałów, cele jakie miały zrealizować oraz opiszę całą akcję i podsumuję.

Pierwsza jednostka stworzona przez Davida Stirlinga o nazwie SAS1. Autor omawia akcję mającą się rozpocząć o północy (dokładnie 23:59), która polegała na desancie sześćdziesięciu komandosów wyposażonych w bomby zapalające z samolotów Bristol Bombay na pięć lotnisk Osi w Gazali i Tmimi w Cyrenaice z zadaniem zniszczenia, bądź uszkodzenia wszystkich samolotów wroga2 stacjonujących na pustynnych lotniskach.

Drugi 63 osobowy oddział dowodzony przez Geoffreya Keyesa miał dokonać desantu z morza na plażę w Cyrenaice. Zadania: niszczyć linie telefoniczne i ośrodki wywiadu oraz zadanie główne zabić głównodowodzącego wojskami Rzeszy w Afryce E. Rommla.

Ocena akcji: Przede wszystkim należy zauważyć, że do obu akcjach szkolono komandosów dużo wcześniej. Obje jednostki powstały na skutek aspiracji zamożnych dowódców angielskich chcących za wszelką cenę zdobyć sławę. Zarówno David Stirling jak i Geoffrey Keyes mieli takie możliwości, dzięki licznym znajomościom.

1.Akcja Davida Stirlinga była oczywistą porażką, ale osiągnięto częściowo cel. Mianowicie przede wszystkim angielskie dowództwo chciało wyeliminować (przynajmniej czasowo) lotnictwo wroga, na czas operacji “Crusader”. W tym celu wymyślono plan zrzucenia oddziałów komandosów, którzy mają uszkodzić samoloty wroga.

Dowództwo popełniło jednak ogromną ilość błędów, wykazało się całkowitym brakiem znajomości pustyni, pogody, a nawet możliwości wykrycia samolotów przez obronę przeciwlotniczą. Jedyne chyba istotne działanie dowództwa to wymyślenie specjalnych ładunków, które umożliwią zniszczenie samolotów.3
Podczas akcji okazało się, że pogoda jest fatalna! Burza piaskowa, którą zdecydowanie powinno się przewidzieć okazała się nie lada problemem, którego plan nie zakładał. Piloci nie mogli od naleźć strefy zrzutu. Zdecydowali zejść niżej i tam dostrzegła ich obrona przeciwlotnicza. Jeden z samolotów zestrzelono (część załogi zginęła, a reszta dzięki opanowaniu uszła z życiem), drugi dokonał bardzo nieudanego zrzutu. Tak więc w obu grupach plan na starcie “dał w łeb”.
W pierwszym samolocie dwóch komandosów nie było w stanie kontynuować misji. Zostawiono ich z 3 menażkami wody i prowiantem. Z wraku wydobyto część zaopatrzenia w tym bomby bez, których nie dało się kontynuować zadania.
Drugiej grupie niestety nie poszczęściło się tak bardzo. Z dziesięciu paczek z zaopatrzeniem odszukano dwie, komandosi byli więc bez broni i bez najważniejszych materiałów wybuchowych i zrezygnowali z dalszych prób przeprowadzenia akcji. Powrócili uszkodzonym samolotem do bazy (miał jeden sprawny silnik).

2. Grupa, która uznała, że podejmie działania dotarła na miejsce i podłożyła ładunki, ale szła w zacinającym deszczu, który dał się we znaki wszystkim. Komandosi cierpieli tym bardziej z powodu braku odzieży przeciwdeszczowej. W efekcie podłożyli bomby z narażeniem życia i zdrowia wykonując misję by ze zgrozą stwierdzić, że zapalniki przemokły i cały trud okazał się daremny. Pomijam fakt, że obje grupy napotkały na różne “przygody”, w których musiały zmagać się z przeciwnościami losu i ogniem przeciwnika.

Akcja Geoffreya Keyesa zakończyła się jeszcze większym niepowodzeniem (ze względu na b. duże straty własne). Przypomnę, że komandosi mieli dokonać desantu na plaży. Błędy i nie dopatrzenia w tej akcji widać od początku do końca i są jeszcze znaczniejsze.
Desant ćwiczono z niszczyciela, a nie okrętu podwodnego.
Podczas tych jedynych ćwiczeń pogoda była świetna i dowódca z zadowoleniem stwierdzili, że desant przebiega szybciej niż tego oczekiwali!4
W rzeczywistości desant trwał ponad 2 godziny i 30 minut przy bardzo złej pogodzie, która doprowadziła do utonięcia jednego człowieka. Dodatkowo utracono dużą część zaopatrzenia, gdyż pontony wywracały się na wysokich falach. Żołnierze wspomagali się tabletkami ze środkami pobudzającymi i tylko dzięki szczęściu i ich uporowi udało się uniknąć większej ilości ofiar.
Należy zauważyć, że Geoffrey Keyes nie zachował się w tej sytuacji odpowiedzialnie. Już podczas podróży zaczęły piętrzyć się problemy. Jednemu z okrętów uszkodził się sonar i nie można było określić precyzyjnie odległości od mielizny, przez co okręt stanął dalej od brzegu i wydłużył odległość od plaży. Po za tym pogoda była tak fatalna, że w zasadzie uniemożliwiała skuteczny desant.
Odział nie posiadał odpowiednich map (tylko morską mapę wybrzeża), dodatkowo jeden kompas i latarkę.
Jednego z okrętów nie opuściła część żołnierzy. Dwóch saperów, dwóch przewodników i 26 pozostałych komandosów. Mankamenty były dwa, po pierwsze na tak szeroko zakrojoną akcję (jeszcze podczas ćwiczeń) okazało się, że 60 ludzi to stanowczo za mało, teraz zostało ich nieco więcej jak połowa, bez przewodników! Jednakże znaleziono araba, który przedstawił się jako przyjaciel5 i to ostatecznie zadecydowało o tym, żeby kontynuować akcję.
Godzina 0
W momencie rozpoczęcia akcji cały plan się “posypał”. Komandosi brnęli w ulewnym deszczy i szli na akcję w tenisówkach. Byli całkowicie przemoczeni, bo nikt nie przewidział, że może im się przydać odzież przeciwdeszczowa. Brnęli w błocie po kostki6. Gdy doszli na miejsce przeprowadzili wstępne rozpoznanie i od tej pory nic do końca nie jest pewne. Wszyscy podają inne wersje wydarzeń. Autor usiłuje poskładać je w całość i jak się wydaje robi to poprawnie. Mianowicie żołnierze decydują się na atakowanie jednego budynku7 kwatery, w której ukrywać się miał E. Rommel. Atak przeprowadzono jednak bardzo brawurowo, nierozważnie i pod wieloma względami nieprawidłowo.
Oddział podzielił się na grupy, sześcioosobowa grupa szturmowa, trzyosobowa grupa do uszkodzenia elektryki, grupa która miała zniszczyć punkt telefoniczny i grupę ubezpieczającą. Obstawiono co prawda okna i wyjścia, żołnierze podeszli od tyłu we trzech i zapukali jak gdyby nigdy nic! Jeden z Niemców otworzył drzwi na zawołanie w ojczystym języku. Anglicy zabili go jednak w bardzo nie przemyślany sposób okaleczając przy tym własnego dowódcę Geoffreya Keyesa8. Co ciekawe Niemcy uznali wystrzał za wypadek i zaledwie jeden bez broni pofatygował się zobaczyć, co się wydarzyło. Przywitały go wystrzały, po czym ów Niemiec uciekł do pokoju gdzie właśnie poderwało się jego czterech kolegów. Anglicy wkroczyli do salonu, otworzyli drzwi wrzucili granaty do środka (w między czasie ktoś ponownie postrzelił, tym razem śmiertelnie Geoffreya Keyesa (być może jednak ten zginął zaraz po pierwszym postrzale).
Granaty zabiły dwóch Niemców, jeden wyskoczył przez okno i został zabity przez czuwającego anglika, inny zabił jednego ze strażników Niemieckich i co najdziwniejsze Anglicy pośpiesznie wycofali się do lasu. Druga grupa przecięła przewody, ale dopiero po dłuższym czasie, gdyż okazało się, że nie ma odpowiedniego sprzętu i musi wspinać się na słup. Kolejna grupa starała się uszkodzić przekaźnik, podłożyła ładunki, ale lonty były zalane i ładunki nie wybuchły! Zaczęto rzucać tam granaty, ale i to nie pomogło, w końcu jeden z komandosów przypomniał sobie, że ma jeden granat zapalający9. Rzeczywiście ładunki eksplodowały, ale żeby móc nazwać atak absolutną klęską nie mogło się nic udać. No i tak też się stało, z czterech ładunków nie wybuchł jeden i maszt się tylko przekrzywił10. Nie wszyscy komandosi zdążyli się przegrupować, część wyłapano.
Ci którym udało się uciec, też nie mogli być spokojni mimo, że nie było pościgu, a to z uwagi na fatalne warunki pogodowe.
Część komandosów powróciła na miejsce zbiórki, gdzie miał na nich czekać okręt podwodny. Niestety z racji słabej znajomości alfabetu morsa wystąpiły znaczne nieporozumienia w odbiorze wiadomości i cała ewakuacja została znacznie odłożona w czasie. Włoscy karabinieri zdążyli zaskoczyć komandosów jeszcze na plaży.

O samym Rommlu autor owszem pisze nawet sporo w kontekście wojsk niemieckich i technice walki jaką ten generał stosuje. Opisuje pokrótce życiorys, a także dokonania. Przy czym ciężko nabrać przekonania, że jest on głównym bohaterem! Jest ono nad wyraz mylne. W rzeczywistości głównymi bohaterami są wspomniani angielscy komandosi i ich historia. Autor wymienia bardzo dużą liczbę angielskich oficerów (większość to komandosi), przy czym kompletnie zapomina o nazistach, o których mówi jedynie w kontekście potyczek i wówczas zwykle koncentruje się na ich generale. Co ciekawe mimo, że tematem przewodnim są losy angielskiej jednostki wojskowej, autor koncentruje się na krytyce przestarzałych mechanizmów i anachronizmów, które były twardo zakorzenione w brytyjskim wojsku.

Wylicza:
1. Przestarzały sposób myślenia Angielskich dowódców
2. Stary nie modernizowany sprzęt i naiwna wiara w jego skuteczność
3. Apatyczność i powolność w działaniu
4. Brak konstruktywnego nowoczesnego myślenia.
5. Negatywne nastawienie do wszelkich zmian i innowacyjnego sposobu myślenia (autor zarzuca wręcz tłamszenie i usuwanie ludzi posiadających własne koncepcje i pomysły na ich realizację), powodowało to wiele niepowodzeń, gdyż plany realizowano dokładnie tak jak zleciło je dowództwo, natomiast jakieś nieoczekiwane wydarzenia (naturalne na wojnie) urastały do rangi wielkiego problemu, gdyż brak elastyczności utrudniał realizację założeń!
Przykład: Dowództwo przedstawiało plan ataku na słabo broniony port. W pewnym momencie okazuje się, że do portu dotarło znaczne wsparcie. Wówczas nie wolno było zmieniać taktyki realizowano ten sam plan w zupełnie innej sytuacji!
6. Przestarzały system dowodzenia, wysokie stanowiska dawano osobom zamożnym. Różne „dziwne” i zwykle mało skuteczne pomysły angielskich generałów, którzy awansowali dzięki pozycji społecznej zwykle okazywały się wielkim „niewypałem”.

Artykuł nie jest dokończony w 100% przerwałem pracę, ale zamieszczam go w lekko okrojonej formie, ponieważ to co udało mi się umieścić w pełni wystarczy.

Moja opija na temat książki może streścić się w kilku zdaniach. Autor anglik zafascynowany Nazistowskim trybem szkolenia, krytykuje angielskie dowództwo, ma w wielu kwestiach słuszność ale bywa stronniczy i zbyt mocno krytyczny, nie do końca wydaje się rozumie ówczesne realia.  Próbuje postawić w złym świetle całe angielskie dowództwo. Książka jest bardzo ciekawa, ale w zasadzie bardziej przypomina tanią reklamę angielskich komandosów niż historyczną książkę.

Ciężko określić na ile książka jest hołdem dla komandosów, na ile ma ukazać bezsensowność akcji, a na ile krytykować dowództwo.
Jednym zdaniem polecam książkę jako bardzo ciekawą pozycję, sporo mówiącą o sytuacji w Afryce i dającą wiele do myślenia (ukazuje działanie angielskiego dowództwa) ale nie przeceniałbym wiadomości w niej zawartych.

poniedziałek, 25 lutego 2008

Teologia :)

Od razu zaznaczę, że pracę tę wykonać musiałem i nie jestem fanem teologii ;) Zamieszczam ją tu dla wszystkich zainteresowanych :D


Akt stworzenia w ujęciu teologicznym

ks. Józef Warzeszak „człowiek w obliczu Boga i pośród stworzenia” str. 27-50



Kościół bardzo wcześnie ustanowił wyznanie wiary mówiący o stworzeniu świata przez Boga:

“Wierzę w Boga wszechmogącego Stworzyciela nieba i ziemi”

Przyjęto jasny dogmat mówiący o tym, że Bóg nie pochodzi od nikogo i jest ostatecznym celem naszych działań.

Według św. Tomasza stwarzanie jest aktem całej Trójcy Świętej. Wynika to z samego pojęcia stworzenia: stwarzać, znaczy właściwie powodować, czyli tworzyć istnienie, byt rzeczy. Ponieważ zaś istotą Boga, a więc natury boskiej posiadanej przez wszystkie trzy Osoby Boskie, jest Jego istnienie, dlatego też stwarzanie nie należy wyłącznie do jednej z Osób, ale jest wspólne całej Trójcy. Jednocześnie zaś stworzenie stoi w ścisłym związku z życiem trynitarnym. “Osoby Boskie stosownie do charakteru swojego pochodzenia posiadają przyczynowość w stworzeniu myśl i wolę. Bóg Ojciec powołał do bytu stworzenie przez swoje Słowo, którym jest Syn, i przez swoją Miłość, którą jest Duch Święty. I w tym właśnie sensie pochodzenia Osób są przyczynami czy racjami stworzenia bytów, tj. o ile kryją w sobie istotowe przymioty: wiedzę i wolę”.

Bóg dokonuje stworzenia w sposób szczególny. Boskie stworzenie dokonuje się wolą i mądrością. Proces ten jest dość specyficzny gdyż po stworzeniu np. człowieka Bóg dalej w nim działa, jest obecny w człowieku jak i dla wszystkich innych stworzeń. Tak więc w teologii akt stworzenia jest ciągły, trwa w czasie od urodzenia po kres życia człowiek jest stwarzany, poprzez wewnętrzne działanie i bytowanie Absolutu.

Pismo Święte opisuje akt stworzenia bardzo dokładnie. Bóg powołuje do istnienia słowem „niech się, stanie...” Należy jednak pamiętać, by nie rozumieć tych słów dosłownie. Bóg nie wymawia werbalnie tego sformułowania, chodzi o przenośnię. Pismo Święte pokazuje w ten sposób nieograniczoną Bożą moc, sam zwrot nadaje sens istnieniu świata. Uwyraźnia nam jak prostą czynnością, dla nieograniczonego Absolutu jest stworzenie. Nowy Testament wyraźnie podkreśla stworzenie przez słowo. 2 P 3,5: „Niebo powstało przez Słowo Boga”. Jk 1, 18; Rz 1, 8; 4,17 Bóg „to, co nie istnieje powołuje do istnienia”. Hbr. 1,3: „Syn podtrzymuje wszystko Słowem swej potęgi”.

Słowo staje się zatem elementem stwarzającym, przekracza swą zwykłą granicę komunikowalności. Człowiek odpowiada na Boże słowo swymi czynami i poprzez to bierze udział w dialogu z Absolutem. Dialog ten może być jednakże zakłócony, ponieważ człowiek może Bogu nie odpowiedzieć jeśli nie chce. Pozwala nam na to wolna wola, dlatego teolodzy nazywają człowieka -
„partnerem bliskiego dialogu przy stworzeniu”.
W momencie kiedy Adam sprzeniewierzył się Bogu. Pan zapytał go „gdzie jesteś”, prowokując Adama do odpowiedzi. Ten z kolei okazał się już zamknięty na słowo Boga. Grzech przerwał jego relację z Bogiem, odsunął Adama od wiary.

Św. Augustyn uzasadnia wolność aktu stwórczego następującym rozumowaniem: „Gdzie nie ma żadnego braku, nie ma żadnej konieczności”. Stwierdzenie, że Bóg stworzył świat w sposób wolny oznacza zatem, że nic Boga nie zmuszało do stworzenia ani od zewnątrz ani od wewnątrz. Gdyby ktoś zmuszał Boga z zewnątrz, to musiałby to być byt wyższy od Boga, a to jest sprzeczne z ideą Boga jako bytu absolutnego. Nie mogły też Boga zmuszać byty stworzone, gdyż jeszcze nie zaistniały. Świat nie powstał zatem z jakiejś konieczności, ślepego przeznaczenia czy przypadku (KKK 295), ale był w sposób wolny chciany przez Boga. Bóg chciał, by świat miał uczestnictwo w Jego istnieniu, mądrości i dobroci.

Z powyższego fragmentu wynika, że wolność aktu stwórczego wynika wprost z doskonałości Boga.
Stworzenie nie wnosi nic do doskonałości Bożej bo Absolut nie potrzebuje nic więcej, wszystko ma już w sobie. Stworzenie pochodzi z woli wewnętrznej, jest więc aktem bezinteresownym. Absolut nie korzysta na stworzeniu, bo było by to sprzeczne z jego doskonałością, tworzy je z miłości. W księdze mądrości znajdujemy potwierdzenie miłości Boga do stworzenia „Miłujesz wszystkie stworzenia, niczym się nie brzydzisz, co uczyniłeś, bo gdybyś miał coś w nienawiści, nie byłbyś tego uczynił(11,24)[...]Oszczędzasz wszystko, bo to wszystko Twoje, Panie, miłośniku życia”(11,26).

Bóg stworzył więc świat z miłości i dla chwały, ale chwałę tę rozumieć należy jako dar Boga dostępny dla wszystkich. Poprzez chwałę Boga rozumiemy także, chwałę stworzenia. Chwaląc stworzenie chwalimy twórcę a tym samym Boga. Dzięki niej uczestniczymy również w doskonałościach Boga.
Jak jest jednak w sytuacji, kiedy człowiek popełnia zło? Otóż wszechmoc Boga ukazuje się w pełni dopiero wówczas, gdy człowiek dokonuje w sposób wolny wyboru dobra. Kiedy zaś wybiera zło w jakiś sposób kompromituje wszechmoc Boga. Wiadomo przeczcież, że Bóg nie może chcieć zła, a z drugiej strony dokonuje się ono w obecności Boga.
Pojawia się pytanie dlaczego Bóg dał stworzeniom możliwość odwrócenia się od Niego i wstąpienia na drogą grzechu? Teolodzy odpowiadają: Bóg daje wolność wyboru człowiekowi ze względu na miłość jaką nas darzy. Zbawienie nie realizuje się w sposób naturalny tzn. Rodzimy się dobrzy, żyjemy dobrze, umieramy jako ludzie szczęśliwi i dobrzy, bo to odbiera nam wybór. Prawdziwa droga do zbawienia prowadzi przez wolną odpowiedź, która wymusza podanie dwóch dróg dobrej i złej. Jednakże zła droga w konsekwencji prowadzi do dobra, bo wszystko co z Boga pochodzi do dobra się sprowadza. Wybór złej drogi owocuje jednak pewnymi konsekwencjami, brakiem kontaktu z Bogiem.

Świat został stworzony w czasie [narysuj schemat osi czasu i stożek na szczycie, którego jest Bóg, jak na ćw. z fil. przyr.]
rysunek
Teolodzy mówiąc o czasie wyrażają się w bardzo zdecydowany sposób. Mianowicie o czasie mówimy wtedy gdy coś istnieje, w domyśle świat. Jeśli nie ma świata nie ma czasu, gdyż nie posiadamy żadnego punktu odniesienia, a bez tego punktu niepodobna określić perspektywy czasowej np. będąc na pustyni odczuwamy upływający czas bo jest jakieś otoczenie, będące punktem odniesienia i nie musi to być drzewo czy słońce, ale w ogóle coś np. piasek, jesteśmy my i szereg rzeczy materialnych, które są zawarte w czasie. Niepodobna również wyjaśnić, czy opisać braku czasu gdyż jesteśmy umieszczeni w czasie i nie da się wyjaśnić sytuacji, w której by go nie było, chyba że w taki sposób jak na rysunku. Czemu człowiek nie może sobie wyobrazić braku czasu? Bo czas jest bytem rozumowym. Oznacza to, że poznajemy go rozumowo, a nie możemy „wyłączyć” rozumu, stać się jak kamień żeby ten czas pojąć w sposób nie rozumny. Kamień jest umieszczony w czasie, ale jako przedmiot nie rozumny nie odczuwa upływu czasu nawet jeśli zmienia się jego konsystencja.
Dalszy ciąg tego rozumowania prowadzi nas do pytania o nicość, z której powstał świat. Wiemy już, że nicość nie znajduje się w czasie, ponieważ nie było nic, masy, czasu, pierwiastków. Powstaje jednak pytanie jak można mówić o nicości skoro znajdował się w niej Absolut, odpowiedź jest jednak dość jasna, Bóg przekracza nicość, jest także niematerialny więc nie ma tu sprzeczności. [Bóg jest w stosunku do nicości podobnie jak w stosunku do czasu]. Bóg stwarza więc świat z niczego. Co za tym idzie nie przekształca żadnych gotowych materiałów ale tworzy nowe. Powołuje do istnienia słowem.

”Scholastyka wyjaśnia to w następujący sposób: nicości nie można rozumieć jako zasady, czy też jako jakiejś rzeczy, która poprzedza obecną rzeczywistość. Stworzenie świata „z niczego” oznacza, że świat nie posiada żadnej pierwotnej materii – rzeczywistości zarówno poza Bogiem jak i w samym Bogu, z której zostałby stworzony, a która służyłaby Bogu jako materia pierwsza, nieuformowana przed stworzeniem świata, z której świat by się ukształtował.”

Na zakończenie podsumujemy zależność stworzonego świata od Boga.
„Kiedy człowiek wykona jakiś przedmiot, istnieje on niezależnie od swego wykonawcy. Inaczej jest w przypadku stworzenia. Świat stworzony przez Boga zależy całkowicie od Niego w każdym momencie swego istnienia, jak zależał od Boga w chwili zaistnienia. Samo istnienie świata opiera się bowiem na woli Bożej podtrzymującej świat w istnieniu; wszystko zależy nieustannie od stwórczej woli Boga. Wiemy, że obraz świata nie jest już dzisiaj statyczny, ale w ruchu, w rozwoju, otwarty na nowe możliwości, dlatego świat tym bardziej potrzebuje obecności stwórczego działania Bożego.”

poniedziałek, 21 stycznia 2008

10 przykazań PO

Dlaczego PO na swojej stronie www schowała słynne 10 zobowiązań ?

Niech sobie chowają. Ja je mam. Proszę bardzo:

No to częściowo podsumujmy, wiadomo co da się a czego nie da się zrobić już na tym etapie.

W ostatnim dniu kampanii wyborczej Donald Tusk podpisał 10 zobowiązań partii, po wygranych wyborach. Są to kolejno:
1. Przyspieszymy i wykorzystamy wzrost gospodarczy
2. Radykalnie podniesiemy płace dla budżetówki, zwiększymy emerytury i renty
3. Wybudujemy nowoczesną sieć autostrad, dróg ekspresowych, mostów i obwodnic
4. Zagwarantujemy bezpłatny dostęp do opieki medycznej i zlikwidujemy NFZ
5. Uprościmy podatki - wprowadzimy podatek liniowy z ulgą prorodzinną, zlikwidujemy ponad 200 opłat urzędowych
6. Przyspieszymy budowę stadionów na Euro 2012
7. Szybko wypełnimy naszą misję w Iraku
8. Sprawimy, że Polacy z emigracji będą chcieli wracać do domu i inwestować w Polsce
9. Podniesiemy poziom edukacji i upowszechnimy Internet
10. Podejmiemy rzeczywistą walkę z korupcją

Ad. 1 - chyba zmniejszymy, na giełdzie jest prawie katastrofa!!!
Ad. 2 - dodajmy jak już ta budżetówka sobie to wystrajkuje :) na razie nie ma na nich czasu.
Ad. 3 - tak to wogóle bez komenatrza pozostawie.
Ad. 4 - Tego to już nie zrobili :) Podnoszą składkę na NFZ a szpitale sprywatyzują od co :)
Ad. 5 - No o tym można zapomnieć.
Ad. 6 - Hehehehe zwłaszcza prezydent Warszawy ekspresowo działa
Ad. 7 - No i to im się prawie udało! Faktycznie o jakiś rok skrócą
Ad. 8 - a to najzabawniejszy tekst!! Wrócił ktoś? KTOKOLWIEK WRÓCIŁ BO PO WYGRAŁO?
Ad. 9 - Internet jest już powszechny tylko nie ma na niego pieniędzy. Wogóle był powszechny już 2-4 lata temu. Podniesiecie poziom eduzkacji ale na razie go opuszczacie bo czytałem, że PO cofnęło środki na rozwój ze wszystkich uczelni, z których się jeszcze dało (chyba z 28 na 30, w dwóch się nie dało)
Ad. 10 - to jest bzdura, nie słyszałem o zatrzymaniu ani jednego skorumpowanego lekarza, prawnika, sekretarki, wogóle NIKT W POLSCE NIE KRADNIE :)

No to są takie moje przemyślenia, niepodejmuje trudu buszowania i szukania dowodów zbrodni. Poprostu jak było tak jest.

Praca na filozofię języka

Sposoby przekazywania informacji: mowa ciała i przekaz werbalny, w oparciu o rozdział „ekspresja i mowa” z książki „Fenomenologia percepcji” Mauricego Merleau-Ponty




Omawiając sposoby przekazywania informacji, mowę ciała i cały proces jaki tym złożonym czynnościom towarzyszy, należy ująć dokładnie co będzie znajdowało się w polu rozważań. Ponieważ podejmuję się podejścia do tego tematu z perspektywy filozoficznej, aspekty biologiczne i psychologiczne, które mu towarzyszą zostaną ujęte ogólnie. Szczegółowo zajmę się natomiast analizą fenomenu mowy, potrzebą gestykulacji, a także pisownią i językiem. Praca ma na celu przedstawienie procesów jakie zachodzą w człowieku podczas przekazywania informacji, wyjaśnienia do czego potrzebujemy mowy i dlaczego filozofia w ogóle zajmuje się tym problemem? Czy filozofia mogła by istnieć bez mowy? Dlaczego umiejętność komunikowania się jest w filozofii tak bardzo potrzebna, że aż jest badana? W pracy głównie będę się opierał na rozdziale „Ciało jako ekspresja i mowa” z książki M. Merleau-Ponty ponieważ ujmuje on ten problem od strony filozoficznej w dość szczegółowy sposób, ponadto porusza wiele bardzo istotnych kwestii związanych z językiem, co znacznie ułatwi ujęcie tego problemu w sposób odpowiedni. We wstępie przedstawię krótko biologiczną stronę zjawiska porozumiewania się.
Człowiek jest jedynym stworzeniem, które wypracowało tak szeroki, precyzyjny i skomplikowany sposób komunikowania się. Nasz aparat mowy jest szczególny, gdyż pozwala na wydawanie bardzo wielu dźwięków, głosem można swobodnie modulować, dodatkowo człowiek może mówić bardzo długo, nawet do kilku godzin bez przerwy. W przeciwieństwie do zwierząt, które wydają dźwięki rzadko i raczej ograniczają się do pojedyńczych ryków, pisków czy wydawania innych odgłosów. Należy zauważyć, że „mowa zwierząt” jest im potrzebna. Mimo, że tak mocno ograniczona ma ważne zadania bez, których nie mogły by funkcjonować. Zdanie jest bardzo mocno postawione, ale w pełni uzasadnione, ponieważ odgłosy, które wydaje zwierze przekazują podstawowe ale i najważniejsze informacje,takie jak: odejdź, chodź, zostaw, to moje... itp. Są to głównie polecenia, które nie tworzą jeszcze mowy, rozumianej jako dialog, są to raczej zaczątki, lub też cechy mowy, które zwierzęta mają i może w pewnym sensie rozwijają je, ale nie idą w stronę nauki mowy, w tę stronę poszedł jedynie człowiek. Stąd też póki co jedynie nam przynależy umiejętność mówienia, zwierzęta wydają jedynie instynktowne polecenia, które jednak spełniają rolę priorytetową w ich życiu. Większość zwierząt nie miała by żadnych szans na przetrwania gdyby nie ten skąpy aparat dźwiękowy jakim dysponują.
Fenomen mowy u człowieka zaczął się w momencie zarania dziejów ludzkości i z pewnością był to przełom. Nasz przodek prawdopodobnie zaczął się komunikować w momencie, w którym się pojawił i dzięki temu mógł zbierać się w pierwsze grupy/stada1. Ta biologiczna możliwość otworzyła mu drogę do rozwoju i natychmiast pojawiło się wiele możliwości. Teraz człowiek mógł np. informować się o zbliżającym niebezpieczeństwie co zwiększało znacząco jego możliwości przetrwania. Dzięki tej niesamowitej umiejętności, która rozwijała się, prawdopodobnie za sprawą ciągłego treningu „mowy2”. Wraz z upływem czasu rozwinięty aparat mowy stał się niezwykle użyteczny. Można było nie tylko ostrzegać się przed niebezpieczeństwem, ale również wydawać bardziej skomplikowane polecenia. Język stał się podstawowym narzędziem informowania i dzielenia się wiedzą. Zauważmy bardzo ciekawą rzecz, gdyby nie mowa ludzie mieli by problemy z poznaniem i przekazaniem komuś zdobytej wiedzy. Jak wyjaśnić do czego służy lodówka, pralka, telewizor bez użycia słów (oczywiście na razie skupiam się wyłącznie na mowie, pomijając zupełnie język pisany)? No i tak dochodzimy do istotnego miejsca jakie ma mowa i pismo w filozofii. Po prostu niepodobna uprawiać tej nauki bez mówienia tzw. filozofowania i przelewania myśli na papier, bo inaczej nie da się jej rozwijać filozofii, ani w zasadzie żadnej innej dziedziny wiedzy. W zasadniczej części pracy omówię mowę, rolę inteligencji, myślenia, oraz język.

Ciało jako ekspresja i mowa

W tej części pracy posłużę się cytatami z rozdziału, omówię je i przedstawię własny punkt widzenia. M. Merleau-Ponty w swoim dziele odpowiada na bardzo wiele pytań. Czym jest mowa według Merleau-Ponty?

„Uważa się, że sens słów jest dany wraz z bodźcami albo aktami świadomości, które trzeba nazwać, że dźwiękowa lub artykulacyjna konfiguracja słowa jest dana wraz ze śladami mózgowymi lub psychicznymi, że mówienie, nie jest działaniem i nie ukazuje wewnętrznych możliwości przedmiotu: człowiek może mówić tak, jak lampa elektryczna może świecić [...] ponieważ język może rozpadać się na kawałki, znaczyło by to, że składa się z serii niezależnych elementów i że mowa w sensie ogólnym jest tylko wytworem rozumu”

Autor opisuje umiejętność mówienia, która jest nam dana ale jako taka nie ukazuje nam przedmiotu od wewnątrz. Oznacza to, że słowo np. lampa nic mi nie mówi. Samo w sobie jest puste, dopiero nasza inteligencja, wcześniejsze doświadczenie zetknięcia się z tym przedmiotem nakierowuje nasze myślenie na odpowiednie tory. Filozof podaje bardzo istotny przykład, który zdecyduję się przytoczyć dla lepszego wyjaśnienia zagadnień ujętych w dalszej części pracy (autor często odwołuje się do tego przykładu).

„Na przykład amnezja dotycząca nazw kolorów, rozważana w kontekście całego zachowania chorego, okazywała się specjalnym przejawem ogólniejszego zaburzenia. Ci sami chorzy, którzy nie mogą nazwać pokazywanych barw, nie potrafią ich również poklasyfikować zgodnie z poleceniem. Jeżeli prosi się ich na przykład, aby ułożyli próbko barwne według barwy podstawowej, stwierdza się przede wszystkim, że robią to wolniej i w sposób bardziej drobiazgowy niż osobnik normalny3: po kolei zestawiają ze sobą próbki, które mają porównać, i nie dostrzegają na pierwszy rzut oka tych, które „pasują do siebie”. Co więcej, po prawidłowym ułożeniu w jedną grupę wielu niebieskich wstążek popełniają niezrozumiałe błędy: na przykład jeżeli ostatnia niebieska wstążka miała odcień bladego błękitu, do zbioru „niebieskich” dodają wstążkę bladozieloną albo bladoróżową, jakby nie byli w stanie trzymać się zaproponowanej zasady klasyfikacji i od początku do końca operacji rozważać próbek barw wyłącznie z punktu widzenia barwy podstawowej. Stali się zatem niezdolni do subsumpcji danych różnych reprezentacji eidosu niebieskości. Nawet kiedy na początku doświadczenia postępują prawidłowo, kieruje nimi nie zasada uczestnictwa próbek barwy w jednej idei barwy, ale doświadczenie bezpośredniego podobieństwa, toteż mogą poklasyfikować próbki dopiero wtedy, gdy porównają je ze sobą po kolei. Doświadczenie to wydobywa na jaw występujące u chorych zaburzenia podstawowe, którego innym przejawem jest amnezja dotycząca nazw barw.”

Jak widać w powyższym przykładzie chorzy na amnezję nazw kolorów mają problem z rozróżnieniem barw. Ich język jest ograniczony mimo, że znają pojęcia: żółty, siwy, czarny, zielony, niekiedy nie potrafią ich odróżnić. Na przykładzie tych chorych, można zaobserwować to o czym pisano wcześniej: słowo jest samo w sobie puste, bez znaczenia. Mimo, że chory wie co znaczy żółty za sprawą błędnego działania jego umysłu wiedza zaciera się, jest fałszowana przez umysł. Chory nie wie jak wygląda dany kolor nie dlatego, że nie rozumie słowa, bo samo w sobie nie ma wartości poznawczej, chory nie zna obiektu poznania, któremu ta nazwa przysługuje. Oznacza to, że kolor żółty, który badany zna może mu się jawić jako np. jasnoniebieski ale nie dlatego, że w języku występuję błąd, ale dlatego, iż intelekt fałszuje mu rzeczywistość i w ten sposób poznanie okazuje się błędne. W tym wypadku język sam w sobie winy nie ponosi bo odzwierciedla tylko korelat występujący w naturze. Jeśli interpretujemy błędnie rzeczywistość to nasz język jest nieadekwatny do poznania. Czym w takim razie jest nazywanie przedmiotu? M. Merleau-Ponty mówi „nazwać przedmiot to oderwać się od tego, co w nim jednostkowe i niepowtarzalne, aby dostrzec w nim reprezentanta pewnej esencji lub kategorii”. W tym zdaniu autor zawarł świetnie sens nadawania nazw przedmiotom. Jeśli widzimy coś okrągłego w czarne i białe plamy to poznajemy ten przedmiot, widzimy go jako właśnie jednostkowy, indywidualny, w momencie określenia go „piłka” traci swoją indywidualność, przedmiot staje się częścią szerokiej grupy. Tak samo jest w wypadku ludzi Tomek Kowalski to indywidualność, jeden niepowtarzalny, ale człowiek, czy Europejczyk to już szerokie uogólnienie pozbawione jednostkowej niepowtarzalności.
Szczególnie ciekawe zastosowanie nazw przedstawia się u dziecka. Poznaje ono przedmiot, po czym od razu jakoś stara się go nazwać! Nazwa staje się istotą przedmiotu, staje się jego elementem tak jak barwa czy kształt. Nazwa staje się cechą, która od razu umożliwia nam poznawanie przedmiotu. Kiedy słyszymy telefon od razu mamy świadomość tego co się dzieje bo przedmiot jest nam znany. Kiedy „coś” dzwoni to zaczynamy się zastanawiać: budzik, telefon, dzwonek do drzwi? Co to może być? Mamy silną potrzebę nazwania zjawiska.
W tym fragmencie pracy zajęliśmy się omówieniem fenomenu mowy, oraz potrzebą nazywania przedmiotów, uogólniania ich poprzez nadawanie nazw. W kolejnej części pracy przytoczę fragment, mówiący o rodzajach mowy, nie tylko słowa, ale także malarstwa, muzyki.

„Każdy język uczy się sam z siebie i przenosi swój sens do umysłu słuchacza. Muzyka lub malarstwo, których na początku nie rozumiano, w końcu same tworzą dla siebie swoje znaczenie. W wypadku prozy lub poezji potęga mowy jest mniej widoczna, bo ulegamy złudzeniu, że wraz z potocznym sensem słów posiadamy już w sobie wszystko, czego trzeba, aby zrozumieć dowolny tekst, gdy tymczasem barwy palety albo surowe dźwięki instrumentów, które są nam dane przez naturalną percepcję, w oczywisty sposób nie wystarczają do stworzenia muzycznego sensu danej muzyki lub malarskiego sensu danego obrazu.”

Jak widać Ponty, ujmuje trzy rodzaje mowy, muzykę, malarstwo i pisarstwo, które dzieli na prozę i poezję. Rzeczywiście obok języka naturalnego można przekazywać pewne treści w inny sposób, bardziej metaforyczny, ogólny czy profesjonalny. Język muzyki to przekaz pośredni, podobnie jak w malarstwie. Dociera on do odbiorcy w sposób nienaturalny, gdyż słuchacz nie rozmawia a jedynie odbiera bodźce, tak dostosowane żeby przykuwały uwagę. Mówiąc o mowie w muzyce nie musimy mieć koniecznie na myśli jedynie utworów słownych! Każda muzyka niesie ze sobą przekaz np. muzyka poważna uspokaja, ostra muzyka metalowa pobudza, drażni. Przekaz jest często niewerbalny ale bardzo precyzyjny i jasny. Słuchając niektórych kompozytorów ludzie wyobrażają sobie, że są gdzieś daleko, innym razem myślą o czymś przyjemnym. Znowu malarstwo podobnie, mimo że jest nieme ma silny wpływ na odbiorcę jest naturalnie bliższe językowi pisanemu, ale ma zupełnie inne znaczenie. Obraz oddziałuje na bodźce zewnętrzne, estetyczne i jest to język pełen szczególnego sensu. Otóż odbiorca podobnie jak w muzyce otrzymuje informację ukrytą w metaforycznym sensie, którą odkrywa sam na sobie tylko znany sposób.
Kiedy wyrażamy sąd to najpierw myślimy, czy mówimy? Otóż oba te procesy wbrew pozorom przebiegają równocześnie. Można coś przemyśleć i powiedzieć, ale mówiąc to myślimy. Dlaczego? Otóż mówienie samo w sobie było by bez myślenia jedynie bełkotem! Mowa i myśl splatają się ze sobą w sposób pełny. Sama myśl nie może zostać wyrażona inaczej jak tylko poprzez mowę, ale szeroko rozumianą4. Mowa zawsze opiera się na myśli tak jak chodzenie, nie da się iść po prostu. Można oczywiście iść bez celu, iść w przepaść, ale idziemy świadomie chyba, że lunatykujemy, ale i wtedy nasz umysł pracuje mimo, że robimy to mimowolnie. Jak zatem usiłuję wykazać myślenie towarzyszy człowiekowi w każdej chwili i stąd określenia „bezmyślny” i „niemyślący” traci tutaj sens. Pacjent z cytowanego doświadczenia też myślał dobierając kolory. Myślał według siebie poprawnie, bo chciał wykonać zadanie prawidłowo jednakże za sprawą „błędów w myśleniu” wypływających z choroby nie mógł ukończyć zadania i ułożyć prawidłowo kolorów wstążek. Innymi słowy człowiek ten nie był pozbawiony myślenia, a jedynie był obdarzony myśleniem błędnym jakie towarzyszyło mu podczas wykonywania tego zadania. Ponty określa to dość niejasno mówiąc „mówca nie myśli przed mówieniem ani nawet podczas mówienia; jego mowa jest jego myśleniem”. Poprzez myślenie podczas mówienia rozumiem, że człowiek nie może nagle zacząć myśleć, bądź przestać na chwilę myśleć wypowiadając sąd. Natomiast myślę, że mowa i myślenie są równocześnie w umyśle i współistnieją razem. Gdyż jeśli uznamy, że mowa jest myśleniem to postawiona przeze mnie teza nie okaże się błędna. Ponieważ mówić myśleniem się nie da, dodatkowo pracuje apart mowy (i to nazwałem mówieniem), myślenie to wypowiadane zdania, które tworzy umysł i on odpowiada za ich istnienie, organizm tylko kieruje odpowiednim procesem, który umożliwia powstanie dźwięku. Co zatem idzie mowa jest bardziej procesem biologicznym, a myślenie to proces umysłowy i raczej filozoficzny. Zadanie umysłu jest zatem szersze i bogatsze bo decyduje on o każdym elemencie zdania, ciało tylko stara się wykonać swoiste zadanie postawione przez intelekt. Ciekawie tę zależność przedstawia np. wada wymowy, gdzie wyraźnie można zaobserwować jak umysł i ciało pełnią różne funkcje jednocześnie. Intelekt daje sygnał dla wypowiedzi, ciało usiłuje spełnić zadanie, jednakże poprzez wadę wymowy nie może podołać zadaniu i efektem jest niekształtnie wypowiedziane zdanie. Wina leży po stronie mechanizmu, natomiast nie można wypowiedzieć zdania z błędem wychodzącym od intelektu. Można się np. pomylić ale to nie jest wina intelektu a brak wiedzy danej osoby, można nie wiedzieć co powiedzieć, ale to wynika z ciężkiej sytuacji w jakiej się w danym momencie znaleźliśmy. Kiedy człowiek zwraca się w kierunku słowa, które znajduje się w pewnym miejscu świata językowego, stanowi część mojego zasobu słownictwa i aby je przedstawić muszę je wymówić. Ponty przyjmuje dość specyficzne stanowisko w sprawie wyżej opisanej. Otóż najpierw wyraża się, iż myśl działa sama, mowa jest myślą, ale kilka stron dalej wyjaśnia, że „w rzeczywistości [mowa i myśl] zawierają się [...] w sobie nawzajem, sens jest ogarnięty przez mowę, a mowa jest zewnętrznym istnieniem sensu”. Oznacza to, że dzieli mowę i sens jako różne, ale złączone w jednym.

Język gestów

Gesty są elementem języka, który do tej pory w pracy był pomijany. Uczyniłem tak dlatego, że jest nietypowy, nie werbalny, ale dosłowny. Różni się zatem zasadniczo od muzyki, malarstwa, pisarstwa i samej mowy. Gesty są szczególne gdyż trafnie i wyraźnie wyrażają emocje. Ponieważ są raczej nieme5 nie należą do sfery dźwiękowej ani malarskiej gdyż gesty opierają się na ruchu, który w malarstwie jest raczej pozorny, sugerowany, ale samego ruchu na obrazie pokazać się nie da. Można uchwycić coś w locie ale nie sprawić by „to coś” leciało. Dodatkowo gesty wyrażają nasze emocje i towarzyszy im silna reakcja organizmu np. pocenie się, jest to najsilniejszy sposób wyrażania emocji. Jeśli rozważamy język gestów dobrze jest przybliżyć w tym miejscu język gestów u zwierząt. Dlaczego? Po pierwsze jak już wspomniałem jest on najbardziej emocjonalny i przekazuje najsilniejsze przekazy np. kiedy pracodawca dowiaduje się, że jego pracownik rozbił mu samochód służbowy i zniszczył wartościowy ładunek krzyczy, poci się, silnie gestykuluje, macha rękoma, tupie i krzyczy. Wyraża swoje emocje podobnie jak zwierzęta kiedy np. na teren danego stada chce wkroczyć jakieś zwierze. U zwierząt wyróżniamy trzy rodzaje przekazywania informacji. Pierwszy to zostawianie śladów zapachowych, drugi to wycie, nawoływanie, trzeci służy do porozumiewania się na bliskich odległościach, z oczywistych względów machanie do kogoś kto nas nie widzi nie jest rozsądne. Gestykulacja u zwierząt jest bogatsza od innych technik komunikowania się, bardziej emocjonalna, oraz nad wyraz skuteczna. Łatwo to zaobserwować, zwierzęta nawołują się całymi dniami, często bez efektu, kiedy zaczynają gestykulować (oznacza to zawsze bardzo istotny przekaz i zwykle sytuacja jest napięta) reakcje są bardzo szybkie, czy to ucieczki, czy też ataku.
U ludzi jak zauważa autor „fenomenologii percepcji” sytuacja jest inna. W oparciu o dane psychologiczne, które mówią, iż człowiek nie szuka w sobie gestów, które obserwuje. Na podstawie gestów gniewu nie muszę przypominać sobie uczuć jakich doświadczałem, żeby przypomnieć sobie kiedy sam wykonywałem takie gesty. Dalej jednak Ponty wysuwa śmiałą tezę. Mówi, iż nie znamy mimiki innych nie znanych nam ludzi bądź zwierząt. Owszem w kwestii zwierząt należy się zgodzić, trzeba je poznać, żeby odgadnąć ich zachowanie np. żeby określić czy modliszka się cieszy, smuci, czy robi coś innego musiałbym dokładnie zbadać tego owada (oczywiście przy założeniu, że owad ma jakieś uczucia). Na przykładzie psów jest łatwiej jeśli widzę, że pasiak merda ogonem to wiem, że się cieszy. Ponty mówi „nie „rozumiem” seksualnej mimiki psa” na tym opierając zdanie, że nie znamy ich niektórych reakcji. Owszem nie skupiamy się na tym, ale podejrzewam, że naukowcy mogli by do tego dojść. Trzeba by dokładnie przebadać zwierzęta i poznać ich gesty. Od tego momentu jednakże nie mogę się zgodzić. Autor wchodzi bowiem z tym samym założeniem w świat ludzi i twierdzi, że nie znamy gestów innych ludzi. Jako przykład podaje ludy pierwotne i środowiska różne od jego własnego. Z tym stwierdzeniem nie można się w pełni zgodzić, raczej trzeba się nie zgodzić niż go przyjąć. Mimo, że ludzie mają różne gesty w założeniu są one bardzo podobne i tylko niektóre, pojedyncze znacząco się różnią. Są to czasem gesty bardzo typowe np. kciuk uniesiony do góry jest znakiem pozytywnym, ale nie w każdym kraju. Zwykle nie rozumiemy jedynie zupełnie nietypowych pozdrowień, bądź powitań strach, groźba, prośba, zwykle wygląda bardzo podobnie i od razu można rozpoznać czego ktoś od nas chce bądź oczekuje. Bardzo rzadko te podstawowe znaki różnią się tak znaczeni, żebyśmy nie mogli złapać nici porozumienia, dalej Ponty dobrze to opisuje:

„Wszystko dzieje się tak, jakby intencja innego zamieszkiwała moje ciało albo jakby moje intencje mieszkały w jego ciele. Gest, którego jestem świadkiem, zarysowuje przedmiot intencjonalny. Ten przedmiot staje się aktualny i zostaje w pełni zrozumiany, kiedy władze mojego ciała dopasują się do niego i pokryją się z nim. Gest jest przede mną niczym pytanie, ukazuje mi niektóre wrażliwe punkty świata, zaprasza mnie, by, podążając za nim, dotrzeć do tego świata[...] Podobnie gesty innego człowieka rozumiem nie przez akt intelektualnej interpretacji, bo komunikowanie się różnych świadomości nie tylko opiera się na wspólnym sensie ich doświadczeń, ale również ten sens ugruntowuje.”

Rozważmy teraz problem potrzeby korzystania z gestów. Czym jest gest? Jaka to forma języka? Gestu używamy tak jak było tu ujęte wcześniej do wyrażania pewnych uczuć, tak czynią zwierzęta i ludzie w sytuacjach stresowych. Używamy jednak gestów jeszcze w jednym wypadku, dość szczególnym nie występuje to u żadnego innego gatunku! Mianowicie poprzez pewne ruchy staramy się zarysować rzecz, zjawisko o jakim mówimy. Gest zbliża człowieka do świata zmysłowego, jest czymś w rodzaju pomostu, który zbliża nas do naturalnego świata. Pokazujemy coś bo chcemy przybliżyć naszego rozmówcę i pokazać mu coś jak najbardziej realnie. Kiedy np. opisujemy małego pieska jakiego kupiliśmy próbujemy zarysować jego wielkość, pokazać jak się zachowuje itd.
Ciekawym sposobem gestykulacji, który zauważa Ponty jest także „gestykulacja słowna”. Na czym ona polega? Otóż opisując czasem jakieś zjawisko, bądź przedmiot np. rower górski osobie, która nigdy go nie widziała, ale miała do czynienia ze zwykłym rowerem opisujemy go okrężnie, w pewnym sensie „gestykulując słowami” mówimy: wiesz rower górski, też ma dwa koła, ale ma taką rame przez środek i grube opony z takimi szerszymi bieżnikami jak w samochodzie, kierownik jest prosty nie taki normalny tylko prosty taki jak przy motorze ...itd. Te podkreślone zwroty, że coś jest „takie jak...” są właśnie momentem gestykulacyjnym w zdaniu. Ja określam przedmiot posilając się porównaniem, które jest zbliżone do gestu, ale występuje w języku.
Ponty opisując relacje uczucia ojcostwa stwierdza, że jest to „instytucja”, a to dlatego, że na wyspach Trobrianda zamieszkujący ją tubylcy nie znają ojcostwa. Dzieci są wychowywane pod opieką wuja ze strony matki, który traktuje je jak własne, który cieszy się z tego i traktuje je jak własne. Na tym przykładzie autor dochodzi do wniosku, że ojcostwo to coś w rodzaju „nabytej cechy” i raczej „zwyczaj” niż coś naturalnego. Stwierdzenie to uważam, za zupełnie mylne z bardzo prostej przyczyny. Otóż wyników badań i bardzo śmiałych założeń nie powinno się wysuwać na pojedyńczych przykładach. Gdybyśmy mieli oceniać wskaźnik takiego postępowania to będzie on mikroskopijny (nawet jeśli tubylców było by kilka milionów). Te wyniki należy raczej uznać za błędny pomiar, na tej samej zasadzie można by policzyć ludzi i zobaczyć kto urodził się bez palca, po czym postawić śmiały sąd, że nie prawdą jest iż człowiek powinien mieć dziesięć palców, bo wiele osób rodzi się bez palca. Dalej kolejny przykład na to, że nie ma czegoś takiego jak „znaki naturalne”. W tym miejscu przykładem są Japończycy, którzy uśmiechają się kiedy są zdenerwowani, a europejczycy czerwienieje, tupie nogą, albo blednie. Ten przykład również uważam, za niezbyt adekwatny zwłaszcza, że sam autor zauważa pewną właściwość. Otóż na zdenerwowanie ludzie zwyczajnie reagują bardzo skrajnie! Jedni czerwienieją inni bledną i już na tej podstawie można by wysnuć postulat, że ludzie mają dwie skrajne reakcje organizmu na ten sam bodziec zewnętrzny. Podobnie zresztą ta sprawa wygląda u zwierząt, te również w akcie złości, czy desperacji zachowują się w bardzo niekontrolowany sposób, ale nikt nie zastanawia się czy zachowania zwierząt są nienaturalne. Każdy zgadza się, że są naturalne, podobnie jest u ludzi. Naturalnie reagujemy inaczej zewnętrznie ale wewnętrznie bardzo podobnie, stresujemy się, wołamy pomocy, machamy wszystko wykonujemy inaczej zewnętrznie, ale potrzeba wewnętrzna jest taka sama. Oczekujemy pomocy, wyładowujemy frustracje, bądź płaczemy. Ciężko żeby każdy człowiek na świecie płakał w ten sam sposób bo mimo wszystko różnimy się znacznie nawet i fizycznie. Stąd też reakcje mimo, że niekiedy bardzo różne nazwałbym zdecydowanie „naturalnymi”.
Pozostał nam do omówienia język pisany jako ostatni. W zasadzie mówimy o wynalazku nietypowym, innym niż poprzednie rodzaje języka. Otóż pisarstwo faktycznie jest zupełnie sztucznym wytworem, który ma jasno określony cel i ograniczamy się do wykonywania zapisków tylko w jakimś celu. Można naturalnie pisać dla przyjemności, ale jest ona uwarunkowana jakąś celowością. Piszemy książkę, artykuł, żeby przelać na papier nasze przemyślenia, wyrazić chęci, podzielić się odczuciami. Dać upust swojej chęci, inaczej niż z gestami, które są naturalną przypadłością, inaczej sprawy mają się z muzyką i malarstwem, które co prawda sztuczne mają oddziaływać zarówno na zmysły jak i na intelekt. Inaczej znowu niż ze słowem mówionym, które podobnie jak gesty jest zupełnie naturalne. Pisarstwo wtórnie oddziałuje również na zmysł wzroku, bo czytamy pismo, ale generalnie cel jest jeden przekazać wiedzę w jak najlepszy sposób. Pismo to wynalazek starożytny, który de facto zrewolucjonizował owe czasy, dał nam możliwość sprawnego rozwoju i z pewnością gdyby nie pismo, nie moglibyśmy współistnieć w tak potężnych kulturach. Ludzie zmuszeni byli by do życia w małych społecznościach z ograniczoną komunikacją i wreszcie najważniejsze. Gdyby nie pismo cała nauka nie mogła by istnieć. Dlaczego? Niepodobna wyobrazić sobie uprawiania filozofii czy jakiejkolwiek nauki bez odwołania się do tekstów poprzednich pokoleń. Pismo jest teraz narzędziem, pewnym trybem w ciągu cywilizacyjnym, który jest jednym z tych napędzających całą machinę. Nie sposób ocenić roli pisma i jego wartości w całej historii cywilizacji. Również ta praca by bez niego nie powstała.

Podsumowanie

Język jest złożonym systemem, mianem tym określamy zarówno mowę, pisarstwo jak i malarstwo, muzykę oraz gesty. Z pewnością cała nasza komunikacja jak już wykazano sprowadza się do języka, jako sposobu porozumiewania się. Filozofia języka omawia bardzo ważną fundamentalną wartość jaką jest język, bo filozofia bez niego nie mogła by istnieć. Stąd więc jednym z przedmiotów tej nauki jest właśnie badanie języka, zmian jakie w nim zachodzą i ogólna analiza całego fenomenu języka. Oczywiście nie tylko filozofia zawdzięcza tak wiele językowi, ale badanie języka przynależy się właśnie filozofii jako nauce zajmującej się najszerzej tym wszystkim co z człowiekiem i jego egzystencją jest związane. Całe poznanie musi zawierać się w filozofii, a ponieważ poznajmy dzięki językowi to właśnie on musi znajdować się w sferze zainteresowań filozofów.
Mimo różnorodności języków, wielości rodzajów pism, różnych gestykulacji, to właśnie słowo, pochodzące przecież z języka łączy ludzi. Dzięki językowi możemy się porozumieć, czyli wejść na pierwszy stopień poznania drugiej osoby, jedynie poprzez język da się coś poznać głębiej, nie tylko zmysłowo. To bardzo ważna cecha języka, można coś dotknąć, obejrzeć, spróbować, ale żeby tak naprawdę móc powiedzieć co to jest trzeba użyć słów, właśnie języka, który nadaje sens naszemu poznaniu. To język przekracza poznanie. Widząc złoty kamień poznaję do zmysłowo i w zasadzie nic z tego nie wynika dla nikogo po za mną. Natomiast jeśli użyję języka słów, czy gestów i przekaże moją wiedzę innym ludzie dowiedzą się o istnieniu i cechach kamienia, które zdecyduję się przekazać. Poszerzam w ten sposób nie tylko swoją widzę, ale wykonuję ogromną pracę dla całej społeczności. Komunikacja rozwija nasz świat a język jest stymulatorem i motorem przemian. Nic z samego poznania nie wyniesie nikt po za jednostką póki ta nie użyje swojego języka do wzbogacenia poznania innych. Kiedy filozofia bada język robi to bardzo szeroko i precyzyjnie, po to ażeby uchwycić te szczególne własności języka.
Zauważyliśmy także, że nie tylko my posiadamy język „jakimś językiem” dysponują także zwierzęta, ale wszystkie bez wyjątku! Ostrzeżenia, czy nawet fale jakie emitują zwierzęta są pewnym językiem, ale w bardzo podstawowym stadium. Mimo, że język jest tak ubogi i w zasadzie się nie rozwija daje zwierzętom niesamowite korzyści. Jak też wspomniano jest częścią inteligencji, która sama chcąc coś określić musi posilać się słownictwem. Ciągłe połączenie inteligencji i słowa wykazuje pewną cechę wyróżniającą człowieka od zwierzęcia. Jeśli myślimy to myślimy o czymś, a myśląc o czymś musimy widzieć albo obrazy albo nazywać nasze widzenie, zwierzęta raczej widzą obrazy, my zdecydowanie nazywamy wszystko co nas otacza. Staramy się za wszelką cenę odebrać cechy indywidualności każdemu przedmiotowi i nadać mu cechy ogólne, odwołujące go do wielości innych podobnych przedmiotów. Dzięki językowi, można jednak zawsze powrócić do przedmiotu (ale w połączeniu ze zmysłami) widząc ponownie „tą szafkę” mogę znowu poczuć jej indywidualność.
Na zakończenie zacytuję fragment z podsumowania omawianego rozdziału M. Merleau-Ponty

„Zawsze dostrzegano, że gest lub mowa przeobrażają ciało, ale poprzestawano na stwierdzeniu, że stanowią one rozwinięcie lub przejaw innej mocy, myśli lub duszy. Nie widziano tego, że aby móc wyrażać, ciało musi w ostatecznej instancji stać się myślą lub intencją, którą dla nas znaczy. To ono pokazuje, to ono mów – oto czego dowiedzieliśmy się w tym rozdziale”

P. S. Niestety nie uwzględniłem przypisów z tekstu. Mogę je uzupełnić, ale nie sądzę, żeby ktoś był aż tak zainteresowany. Natomist zbędne cyferki usunę z czasem :)

Wyszukiwarka

Google
 

O mnie

Moje zdjęcie
Warszawa, Mazowsze, Poland
Jestem studentem 3 roku filozofi. Lubię poznawać nowych ludzi, podróżować, żartować, robić ciągle coś nowego, odkrywać. Mam dziewczynę też studiuje filozofię na 3 roku. Kontakt: gg 4798704 Skype Lukas8656 Mail lukas86-1986@o2.pl